Komputer dla kazdego dziecka


Podobno jakiś piłkarz, ojciec znanej blogerki obiecywał kiedyś w Polsce program laptopów dla uczniów. Relatywnie na szczęście dla uczniów o tym zapomniano. Ponieważ wyszłoby jak zwykle.
A tymczasem w Argentynie taki program jest i sobie działa. Od dłuższego czasu (być może nawet ten pomysł był nieudolną próbą kopiowania), rząd jak dotychczas rozdał chyba ok 2 mln laptopów.
Ale jak zwykle, nie miał on na celu rozdania laptopów i wzięcia łapówek, tylko nieco sensowniejsze działania. Otóż- dla przypomnienia tym mniej zaawansowanym w mapach- Argentyna jest olbrzymim krajem, bardzo rzadko zaludnionym w przeważającej części i przez to bardzo zróżnicowanym. Oprócz w miarę zamożnego i bardzo gęsto zaludnionego Buenos Aires są też wioski oddalone o 100 km od sieci energetycznej. Zaczynając od tych wiosek- od kilku lat trwa program elektryfikacji szkół w takich miejscach- przy użyciu energii odnawialnej, oczywiście- na południu wiatru, w reszcie kraju- słońca. I to wyjaśnia nieco dziwną specyfikację tych laptopów- otóż bateria ma wytrzymywać co najmniej 4 godziny pracy. Zwyczajnie- jeśli dla większości domów jedyną możliwością naładowania tejże baterii jest szkoła- to trochę musi wytrzymać.
W Buenos to oczywiście pełni nieco inną rolę- zasadniczo uniknięcia „wykluczenia komputerowego” przez dzieci z klasy niższej i niższej średniej, gdzie, zwłaszcza z jednej pensji i przy wynajmie mieszkania i z dziećmi, życie jest raczej „na styk” i komputer jest luksusem. Tu krótki off-top: w Argentynie pensje są nieco wyższe, życie nieco tańsze niż w Polsce, ale prawie wszystkie wyroby przemysłowe sporo droższe, więc rodzinę da się utrzymać z jednej zwyczajnej pensji, ale posiadanie przy tym ilości gadżetów, które w Polsce są normą jest nierealne. Stąd państwowy komputer dla dziecka- zawsze to zmiana dla całej rodziny.
Ale te aspekty społeczne to jedna sprawa. Druga jest znacznie ciekawsza- bo pokazuje mechanizm odbudowy przemysłu. Otóż oczywiście rząd jest w związku z tym sporym masowym nabywcą komputerów i oczywiście stawia warunki. Jakąś tam specyfikację techniczną (niezbyt wygórowaną), wspomniany już dość długi czas pracy na bateriach i w miarę niska waga (bo to w końcu dla dzieciaków) i, co najważniejsze- stopień użycia krajowych podzespołów. Stopień użycia- bo importowanych komputerów rząd w ogóle nie kupi, zresztą w Argentynie jest ich bardzo mało. I tak, jak kilka lat temu jeszcze tutejsza produkcja to raczej było składanie zestawów, tak dziś importowane są prawie wyłącznie układy scalone, wyświetlacze i co najwyżej niektóre gotowe podzespoły jak karty graficzne. Nie tylko takie drobiazgi jak obudowy, ale też nieco bardziej skomplikowane- jak płyty główne i baterie (to jest proste- oprócz oczyszczania litu, który też właśnie rozpoczęto robić w kraju) są robione w całości w Argentynie. Ale nacjonalizacja (w sensie „unaradawiania”) dalej postępuje i jakiś czas temu czytałem, że rząd razem z przemysłowcami zlecił opracowywanie schematów układów scalonych- ponieważ ich produkcja i tak odbywa się na zlecenie w fabrykach na Tajwanie, a 3/4 kosztów to opłaty licencyjne- więc lepiej jak zostaną w Argentynie. Zresztą- jak już będzie można decydować gdzie zlecić produkcję- to zapewne powędruje ona do Brazylii, gdzie w przyszłym roku ma być uruchomiona fabryka układów scalonych. Oczywiście, pozycji Intela to nie zagrozi, przynajmniej nie za szybko :), ale mniejsze rzeczy- typu sterowniki sprzętowe, może pamięci, czy dalej karty graficzne- zapewne prędzej czy później zaprzestaną być importowane. Jak na razie oczywiście tutejsze komputery są droższe i gorsze, ale dzięki temu gospodarka jako całość się kręci i Argentyna szybko przestaje być (a właściwie już nie jest) monokulturą sojową, tylko państwem o solidnej i zróżnicowanej gospodarce. Oczywiście eksport takich wyrobów przemysłowych jest dość trudny- ale znów- po to są rządowe misje gospodarcze, aby jednak komuś za granicą te komputery wcisnąć. A taka np. Kuba, podłączona w końcu do Internetu kilka tygodni temu, gdzie rząd trzyma łapę na prawie całej gospodarce, a handlu zagranicznym w szczególności, znacznie chętniej dokona zakupów od sprzedawcy z zaprzyjaźnionego państwa niż od amerykańskiego koncernu. To w porównaniu do rynku USA oczywiście są drobiazgi, ale relatywnie podobne rzeczy się dzieją właściwie w każdym sektorze gospodarki.
Wynikają z tego, jak zwykle, pewne implikacje inwestycyjne- czy rząd, czy argentyńskie firmy, zapłacą bez gadania spore pieniądze za jakiekolwiek rozwojowe technologie. Maszyn, urządzeń przemysłowych i komponentów niezbędnych do produkcji problemy celne też raczej nie dotyczą, ale jednocześnie, próbując sprowadzać rzeczy możliwe do wyprodukowania tutaj, zwłaszcza dobra konsumpcyjne, należy liczyć się z tym, że zgniją na składzie celnym. I tym optymistycznym akcentem można zakończyć tą piękną opowieść jak by to mogło być, gdyby w szkołach był komputer dla każdego dziecka.

Zmiany klimatu- drobny update


Dotychczas byłem sceptykiem. Zmieniłem zdanie. Sceptycyzm wynikał z różnych dziwnych zabiegów politycznych wokół praw do emisji CO2, protokołu z Kioto, tudzież skandalu z manipulowaniem danymi o klimacie. Wszystko to było oczywiście wystarczające do kompletnej nieufności, ponieważ czuć było na kilometr machloje wielkiej spekuły.
Ale- ktoś mądry mi wyjaśnił jedną ciekawą zależność. Otóż wiadomo, że w czasach ocieplenia klimatu, Ziemia się robi cieplejsza, ale też bardziej wilgotna i w sumie bardziej urodzajna, a także większa masa roślin absorbuje większą ilość dwutlenku węgla, więc istnieje mechanizm sprzężenia zwrotnego i nie ma się czym przejmować. Niestety, w sytuacji jaka jest obecnie- to twierdzenie jest nieprawdziwe. Znaczy, jest prawdziwe, ale po uzyskaniu nowej stabilności- czyli po fazie przejściowej. Bardzo nieprzyjemnej.
Co w tym nieprzyjemnego i dlaczego- potrafi zrozumieć każdy, komu się zdarzyło na wakacje wyjechać nad morze, zwłaszcza południowe- czyli całkiem sporo osób (kto nie wie niech się zapyta :)). Czyli- woda nagrzewa się znacznie wolniej niż ziemia, w upalne lato jest znacznie chłodniej nad wodą i goręcej w głębi lądu. W zimie jest dokładnie odwrotnie. Istotnym drobiazgiem jest także to, że woda słodka paruje w danej temperaturze znacznie szybciej niż słona- o czym na przykład doskonale wie każdy z 13 milionów mieszkańców aglomeracji Buenos Aires (w tym i ja...), leżącej nad najszerszą rzeką świata (bez liczenia wysp i szerokości delty- dla czepialskich) i związaną z tym wilgotnością bardziej sprzyjającą karaluchom niż ludziom.
I co z tego wszystkiego wynika? Otóż- przy szybkim ocieplaniu się klimatu, z którym najwyraźniej mamy do czynienia, lądy ocieplają się znacznie szybciej niż morza. Co powoduje znacznie szybsze wysychanie terenów lądowych przy podobnej wielkości opadów. I to już jest przepis na katastrofę- znaczy długie i katastrofalne susze. Jakby ktoś się pytał- właśnie z tym mamy do czynienia mniej- więcej od początku wieku. I zaczyna się ciekawe konsekwencje. W pierwszej fazie szybkiego ocieplenia klimatu temperatura lądu rośnie znacznie szybciej niż temperatury oceanów. Konsekwencją tego jest mniej- więcej ten sam poziom parowania oceanów i przyspieszone parowanie lądów. Wydaje się, że te różnice temperatur są niewielkie- ale w skali całego globu są to olbrzymie ilości. Prostą konsekwencją tego zjawiska jest susza o globalnym zasięgu- jakby to co obecnie obserwujemy. I będzie gorzej. Później oczywiście będzie lepiej- jak temperatura oceanów „dogoni” poziom ocieplenia klimatu, ale to zajmie co najmniej 50-100 lat, może więcej- nikt tego dokładnie nie wie. Czyli należy się przygotować na to samo co obecnie- gwałtownie drożejącą żywność, nieprzewidywalność pogody i obniżanie poziomu życia. To ostatnie oczywiście w połączeniu ze spadkiem wydobycia ropy i beznadziejnym uzależnieniem od niej obecnej cywilizacji.
Ale to wszystko to są, wbrew oficjalnej propagandzie- truizmy, z którymi nawet nie ma co dyskutować. Tak jest i tyle. Interesujące mogą być co najwyżej wskazówki gdzie może być mniej źle- czyli wracamy do tej samej fizyki. W okolicach większych obszarów parowania słodkiej wody będzie oczywiście mniej problemów z opadami- czyli wielkie jeziora, duże rzeki, itd., zwłaszcza w cieplejszym klimacie. Choć i w tym zakresie mogą nastąpić pewne ekstrema- np. w zeszłym tygodniu trochę popadało i zalane zostało 12% prowincji Buenos Aires (dla wyjaśnienia- powierzchnia prowincji to mniej- więcej Niemiec lub Kalifornii). Oczywiście tu w grę wchodzi parowanie z La Platy, gdzie sama rzeka to w przybliżeniu trójkąt o boku 150 km, czyli mniejszego europejskiego kraju.
To też pokazuje skalę obecnych problemów i miejsca, gdzie będą one mniejsze. Otóż będą mniejsze, tam, gdzie skrapla się parowane ze zbiorników słodkiej wody. To, jeśli by komuś się chciało spojrzeć na mapę- jest Kanada, zachodnia Argentyna oraz Syberia (z odparowującej zmarzliny). Większość pozostałych regionów świata ma przechlapane. Na tym tle jeszcze całkiem przyzwoicie wyglądają okolice płytkich mórz- czyli np. Bałtyku, gdzie można przyjąć średnią wielkość opadów jako zbliżoną do dotychczasowej. Znaczy, w sumie Polska jest jedną z oaz spokoju- nie licząc oczywiście problemów dookoła. Zgodnie z tą wykładnią problemy będą w dużej części obejmować basen Morza Śródziemnego- relatywnie słonego, czyli o małym parowaniu, zamkniętego i z niewielką ilością zbiorników słodkowodnych dookoła. Zaraz, ale to już się dzieje- właściwie w całym tym zakresie. Hiszpania, Włochy, Grecja, Syria, Egipt, Libia. Można się pobawić w listę krajów, gdzie jeszcze nie ma problemów i to obstawiać inwestycyjne- jeśli mam rację to będą, i to niedługo.
Ale najważniejsze dla całego obecnego systemu są niestety prognozy długotrwałych suszy w regionach najbardziej uprzemysłowionego rolnictwa- midwest USA, wybrzeża Morza Czarnego, Australia. Na tym tle wyróżnia się jedynie Brazylia i Argentyna- ale przy polityce rządów tych krajów- ceny za pozwolenia eksportowe będą coraz wyższe i na rynkach światowych nic to nie zmieni.
Oczywiście- jak zwykle- zobaczymy, ale ja już zagłosowałem, w tym wypadku nieco przypadkowo znalazłem się w najbardziej perspektywicznym miejscu, choć oczywiście starej Ojczyźnie życzę jak najlepiej.

Update:
Znalazłem akurat taki piękny wykres. Znaczy- ubytek pokrywy lodowej nie jakby posuwał sie liniowo, a przyspieszał. Istotne jest to o tyle, że to kolejne sprzężenie zwrotne- im więcej lodu ubedzie, tym więcej światał (i ciepła) zostanie zaabsorbowane, a mniej odbite. A jeśli mówimy o przyspieszeniu i następnym sprzężeniu zwrotnym, to właściwym będzie stwierdzenie, że i tak nie ma co z tym walczyć, bo sytuacja już się wymknęła spod kontroli.

Alternatywna rzeczywistość medialna


Tradycyjnie przy rozmowach o Argentynie, ktoś w komentarzach wyskakuje z różnistymi informacjami- najczęściej podawanymi przez Clarin, ewentualnie La Nacion, później cytowanymi przez anglojęzyczne media. Co prawda ja Clarin nie czytam, bo to nie ma sensu- istotnych informacji najczęściej tam nie ma, i oprócz tego stos bzdur, La Nacion jest nieco lepsze, ale też nie należy go uznawać za wiarygodne źródło informacji. Ale sobie zajrzałem na stronę Clarin i po prostu padłem. Alternatywną rzeczywistość medialną podnieśli na tak wybitne wyżyny, że Wyborcza pisząca o Kaczyńskim powinna się od nich uczyć.
W skrócie- tankowiec z gazem sprężonym (LNG) stał na redzie portu Bahia Blanca 4 dni- to jest jedyny port z instalacją regazyfikacji. To jest informacja być może prawdziwa.
Dalszy zestaw z gazety- stał, bo wskutek bałaganu w AFIP nie została zatwierdzona transakcja zakupu dolarów, więc firma importująca gaz nie mogła zapłacić, a wskutek tego postoju został zablokowany cały ruch statków pomiędzy Buenos Aires a Rosario i, co za tym idzie eksport zbóż.
Taaak- historyjka nawet piękna, każdy leming zrozumie tylko dwa słowa- bałagan w AFIP i Urzędzie Celnym oraz zablokowanie eksportu zbóż, bo po drodze pełno skomplikowanych terminów, wyliczeń i milionów dolarów.
Tylko to wszystko jest jedną wielką bzdurą. Otóż- po pierwsze aby ten gaz został w ogóle załadowany na statek- musiano za niego albo zapłacić, albo (co bardziej prawdopodobne) musiała zostać otwarta akredytywa. Co oznacza, że jakiekolwiek zezwolenie dewizowe (jeśli w tej sprawie było) musiało zostać wydane tygodnie lub miesiące temu. Także- firma już zapłaciła lub płatność jest nie ich problemem a banku. Jakby oskarżanie o ten postój AFIP, czy Urzędu Celnego traci jakikolwiek sens i jest po prostu piramidalną i wyssaną z palucha bzdurą.
Ale jedziemy dalej- otóż gaz, wiadomo, ładunek niebezpieczny, ale dopóki statek jest sprawny i normalnie płynie czy stoi na redzie lub w porcie- nie ma żadnych powodów do jakiegokolwiek wstrzymywania żeglugi na takim akwenie. Ale nawet nie to jest najlepsze- jak wspomniałem, gazoport jest w Bahia Blanca- to jest południe prowincji Buenos Aires, ok 700 km na poł. od miasta Buenos Aires- które znajduje się przy ujściu Parany, 400 km w górę której, na północny zachód jest Rosario.
Żegluga w okolicach Bahia Blanca nie ma nic a nic wspólnego z Paraną i przejściem z portu Rosario, czy Buenos Aires na otwarty ocean. Jako analogię można podać „gazowiec stojący w porcie w Lizbonie zablokował żeglugę na Dunaju”- mniej więcej to samo.
Aaa- żeby nie było- ja naprawdę otworzyłem po prostu stronę Clarinu, otworzyłem prawie przypadkowy artykuł- prawie, bo związany z żeglugą i ekonomią i zacząłem czytać. Nie było to żadne szukanie dziury w całym, otworzyłem pierwszy raz od dłuższego czasu- bo szkoda czasu na to. Pewien problem polega na tym, że to głównie Clarin i La Nacion są tłumaczone i cytowane w anglojęzycznych mediach- i stąd tak piękny światowy obraz Argentyny
I dlatego konkluzja- proszę, dyskusja na podstawie takich mediów nie ma sensu. Jeśli ktoś znajdzie coś sensownego, wartego weryfikacji, itp.- to jak najbardziej, ale to co wyprawia Clarin (który w sumie jest posiadaczem ogółem prawie 300 koncesji medialnych) przechodzi naprawdę granice czegokolwiek co jeszcze można nazwać dziennikarstwem lub informowaniem.  

Uphill Battle



Co do tytułu- dla nieznających- jest to wyrażenie oznaczające toczenie walki w niesprzyjających warunkach. Wzięło się oczywiście od znacznej niedogodności tradycyjnej walki rycerzy i łuczników jeśli musieli atakować pod górę. Nie mam pomysłu na polskie wyrażenie tak dokładnie oddające to samo- może ktoś podrzuci?
Otóż zimna wojna Latynosów z USA postępuje i USA jest tu stroną coraz bardziej przegrywająca. Właśnie się rozpoczęły rozmowy FARC (podobno lewicowej- choć jak pisałem, nie należy się tymi etykietkami kierować)- partyzantki w Kolumbii z rządem. Oczywiście mainstreamowe media poinformowały o tym na zasadzie „że Jaś, że koń, że drzewo” i dla przeciętnego czytelnika z tej informacji nic nie wynika. A jest to niesamowicie ciekawa informacja- patrząc na okoliczności tych rozmów i wcześniejszych wydarzeń. Wcześniejsze wydarzenia to- walki wspomaganej przez USA armii kolumbijskiej z FARC, wtargnięcia tejże armii na teren Wenezueli- co spowodowało chwilowe zerwanie stosunków dyplomatycznych i embargo handlowe. Pojawiły się też zarzuty (zapewne prawdziwe), że FARC utrzymuje się z handlu narkotykami, jest dofinansowywany i dozbrajany przez rząd Wenezueli. Równie prawdopodobne są oskarżenia FARC, że tereny przez nich kontrolowane są regularnie atakowane z użyciem broni chemicznej dostarczanej przez USA (tak, ponoć właśnie użycie broni chemicznej wobec własnych obywateli było jedną z największych zbrodni Saddama Husaina, hehe)
A już oczywistym jest to, że rząd Kolumbii jest bardziej marionetką USA niż instytucją zajmująca się rozwojem kraju i poprawą jakości życia jego mieszkańców. Co więcej- jest już prawie ostatnim takim rządem w Ameryce Południowej (obok Chile i zapewne chwilowo- Paragwaju)- znaczy pozwalającym robić co chcą banksterom i korporacjom górniczym i rolnym.
I teraz- co ciekawego jest w rozpoczęciu rozmów? Otóż bojownicy FARC ponoć je świętują, ze strony rządu aż takiego entuzjazmu nie widać. Ale jeszcze lepiej- rozmowy mają się odbywać w Hawanie. Jak w miarę wiadomo- rozmowy pokojowe i traktaty są zawierane najczęściej na terytorium zwycięskiej strony. Oczywiście Kuba w tym konflikcie nie uczestniczyła- ale- jest to, jak powszechnie wiadomo dość zawzięty przeciwnik USA (albo raczej odwrotnie- to USA są wrogie Kubie) i jako taki bliski sojusznik Wenezueli. Zresztą dopiero dzięki pomocy Chaveza udało się w końcu podłączyć Kubę do Internetu inaczej niż łączami satelitarnymi- bo w końcu powstał światłowód do Caracas (więc informacje o żałośnie powolnym i drogim Internecie tam są już trochę nieaktualne).
To wszystko złożone w całość wygląda na kapitulację rządu Kolumbii, a nie żadne „pokonanie partyzantów”. Regularne protesty i zamieszki w Chile nadal sobie spokojnie trwają- tamtejszy rząd ma z dnia na dzień coraz bardziej związane ręce, popularność prezydenta ociera się o dno i oczywiście zobaczymy co będzie dalej.
A tymczasem była wschodząca gwiazda probanksterskiej polityki w Argentynie, czyli burmistrz Macri ma kolejne problemy- za każdym razem, kiedy próbuje cokolwiek zrobić- zamienia się to w katastrofę- chciał mieć własny wywiad i podsłuchy organizując policję miejską- komendant w areszcie, on także oskarżony, chciał przynajmniej infolinię do zawiadamiania o wpływach młodzieżówki partii kirchnerowskiej- sąd go rozjechał, kontrolowany przez miasto Banco de la Ciudad zaczął udzielać kredytów na zakup mieszkań- ładnie rozgrzewając bańkę na nieruchomosciach- kongres federalny zmienił ustawę o depozytach sądowych- które były głównym źródłem kapitałów tego banku. Po prostu uphill batlle.
I tak samo jest z wszystkim co by chciało lobby bankstersko- górniczo- rolnicze robić w krajach Ameryki Południowej.
A to wszystko własciwie spowadza się do upadku modelu gospodarki USA zapoczątkowanej przez Nixona- czyli Chiny produkują, Am. Poł. i Afryka dostarczają surowce, a korporacje z USA wydobywają te surowce niszcząc środowisko i przekupując lokalnych polityków i w razie czego wojsko.
Czyli- to co się odbywa od kilkunastu lat w Am. Poł. to jest efektywnie eliminowanie pośrednika. Lokalne firmy sprzedają surowce bezpośrednio Chińczykom, dopływ pieniędzy do USA się drastycznie zmniejsza, tamtejsza spekuła traci, a kasa pozostaje u latynosów i jest przeznaczana na splatę starych długów (co trzyma jeszcze banksterke na powierzchni) oraz rozwój społeczeństwa, nauki i przemysłu (co już dokładnie podcina banksetrską gałąź)
I to by było na tyle- aby rozumieć dzisiejsze możliwości inwestycyjne- przede wszystkim trzeba rozumieć geopolitykę- a tu sytuacja jest jasna- anglosaska banksterka gwałtownie traci wpływy, w górnictwie i rolnictwie w Am. Poł. trzeba się zacząć liczyć z ochroną środowiska i wyższymi kosztami pracy- za to jest to raj dla przemysłu, choć trudno na tym zarobić przez giełdę. I to są nowe reguły. Kto ich nie zna ten będzie toczyć uphill battle.

Update

Jeden z Anonimowych (jak to teraz dwuznacznie brzmi...) podesłał bardzo dobry link- nawet do tekstu po polsku- jako rozwiniecie tematu zdecydowanie polecam link tu