Model agroeksportowy i przemysłowy gospodarki


Te dwa modele opisują zasadnicze cechy gospodarki i polityki państwa. Można wybrać jeden albo drugi. Model agroeksportowy oznacza państwo, które funkcjonuje w oparciu o produkcję i eksport płodów rolnych (choć akurat to nie ma znaczenia- identycznie się to odnosi do oparcie gospodarki o górnictwo, chodzi po prostu o surowce).
Te dwa modele gospodarki się zupełnie i zasadniczo różnią.
Zacznijmy od pierwszego- chyba najbardziej znanym czytelnikom przykładem jest I Rzeczpospolita (i jednocześnie jednym z wyraźniejszych). Otóż była sobie warstwa posiadaczy ziemskich (wytwórców dóbr eksportowych) . W jej najlepszym interesie leżało utrzymanie niskich kosztów produkcji (pańszczyzna!), minimalne państwo i brak opodatkowania (lub jak najniższe) oraz brak ceł na towary konsumpcyjne. To wszystko właśnie w I RP istniało. Na straży tych zdobyczy stał sejm, właśnie złożony z reprezentantów tychże producentów-eksporterów. Jedyna gospodarka, która naprawdę istniała w I RP- to właśnie nastawiona na obsługę szlachty- transport zboża do Gdańska (domena magnatów i żydów) oraz import dóbr konsumpcyjnych dla szlachty. Co oczywiście nie zmienia faktu, że przeciętny chłop miał wystarczającą ilość żywności dla siebie, zwykle więcej niż w przeludnionej zachodniej Europie. Ale kraj nie mógł odejść od tego modelu.
Drugi model- to kraj uprzemysłowiony (czy jakkolwiek to nazwiemy w danych czasach). Warstwą dominująca są drobni wytwórcy/przemysłowcy. W ich interesie prowadzona jest polityka przemysłowa. Podstawowym ich problemem jest chłonność rynku wewnętrznego i zagraniczne rynki zbytu wyrobów przemysłowych. Wobec czego, prowadzona polityka ma na celu osiągniecie wystarczającego popytu wewnętrznego, ochronę przed zagraniczną konkurencją. Czyli- w skrócie- polityka protekcjonistyczna. Dla zamożnych i klasy średniej to stwarza oczywiście możliwości inwestycji i ekspansji przemysłowej, dla biednych- poprawę warunków życia. Tu ciężko przytoczyć „czysty” model, choć najbliższe jest niemiecki Związek Celny z lat 1832-1871 i USA od uzyskania niepodległości do czasów rozpoczęcia polityki imperialnej (wojna z Hiszpanią 1898), ewentualnie odejścia od standardu złota (1971).
To wszystko ma oczywiście także wpływ na ustrój państwa- jak pokazałem na przykładzie I RP. Czyli- tak naprawdę, kto ma kasę ten rządzi. Albo są to eksporterzy surowców, albo przemysłowcy. Dziś zresztą jest trzecia możliwość- banksterzy, choć ci są bliżej surowców, kredytując konsumpcję (żydzi w I RP!!!) czy kopalnie.
To wszystko wcale nie determinuje poziomu zycia przeciętnego człowieka. Wcale a wcale, gdyż- przy relatywnie niewielkiej ilości ludzi w stosunku do zasobów możliwy jest niesamowicie wysoki poziom życia w modelu surowcowo-eksportowym, tak jak jest możliwy niski poziom życia (a wręcz konieczny) na początku rozwoju przemysłowego.
Jest też trzeci model gospodarczy, siłą rzeczy znacznie mniej powszechny- czyli imperialny. Są to kraje, które żyją z wyzysku innych. Oparte jest to na kontroli handlu międzynarodowego i oczywiście potężnej armii i flocie to umożliwiającej. Historycznie- jest to Rzym w czasach imperialnych, Hiszpania w 16 w., Wielka Brytania w czasach królowej Wiktorii i USA (jeszcze) obecnie. Zresztą chciałbym zauważyć, że kiedy kończą możliwości eksploatacji kolonialnej- rozpoczyna się potężne załamanie- stąd też nie wróżę najlepszej przyszłości dla USA...
Gdzie jest tu Polska- w nieciekawym punkcie. Otóż próby i możliwości przekształcenia naszego nieszczęsnego kraju w przemysłowy były podejmowane w latach c. 1890-1905, potem za sanacji, a następnie w czasach Gomułki (a tak!). Były to próby mniej lub bardziej udane, tak czy inaczej dziś pozostała rola wytwórcy prostych produktów, surowców i dostarczyciela taniej siły roboczej.
Teraz, jak zwykle, wrócę do Argentyny jako pozytywnego przykładu. Choć lepszym będzie Brazylia, gdzie bardzo trudna droga od agroeksportu do przemysłu odbyła się w latach 60-tych i 70-tych. Obecnie Brazylia jest regionalną (a w pewnym zakresie i światową) potęgą. Argentyna jest dopiero (po raz kolejny...) na tej samej drodze. Co oczywiście stwarza spore implikacje biznesowe- rolnictwo i górnictwo daje nieco mniejsze zyski- bo jest dość wysoko opodatkowane, a produkty luksusowe dla konsumpcji właściwie zaporowo, za to przemysł rośnie jak na drożdżach, chroniony cłami i zamówieniami publicznymi tylko dla krajowych producentów (znaczy- kto sypie piasek, nie ma znaczenia, ale kto wkłada know- how, już ma). Przyznam się, że mój optymizm, co do dalszego rozwoju Argentyny wynika także z pewnego udziału w tej rozbudowie krajowego przemysłu i przekształcaniu w kraj przemysłowy, ale cóż- bliższa ciału koszula....
Tak czy inaczej- twierdzenia o wpływie opodatkowania na rozwój kraju są raczej bzdurą. Znaczenie ma poziom popytu wewnętrznego- czyli podatków pośrednich, za to całkowity poziom opodatkowania- nie ma (prawie) żadnego. Pewien oczywiście ma, istnieje tu jakaś granica- ale  wbrew twierdzeniom niektórych, nie ma ona wielkiego znaczenia. Na przykład- dla krajowego producenta wyrobów AGD to , czy podatek dochodowy wynosi 15 czy 35 % dużego znaczenia nie ma (wbrew pozorom). Dla międzynarodowej korporacji znaczenie ma (choć też mniesze niż np. kurs walutow). 
Cóż- zobaczy,y, czy to przekształcenie się obecnemu rządowi Argentyny uda. Przeciwnicy są potężni, ci którym się to będzie opłacać na razie dość mali. Jeśli się uda- spora część społeczeństwa zyska, niektórzy naprawdę dużo (znaczy producenci dóbr przemysłowych), inni stracą (czyli importerzy) . Jak będzie- zobaczymy. Ja i tak mam nadzieję na utrzymanie obecnej polityki. Akurat moja sympatia dla tego kraju, jak też portfel mówią tu zgodnie....

25 komentarzy:

futrzak pisze...

"Tak czy inaczej- twierdzenia o wpływie opodatkowania na rozwój kraju są raczej bzdurą"

Nie sa. Jest pewien przedzial podatkow, gdzie ludzie - zwlaszcza bogaci - sa w stanie to zaakceptowac i placic bez zmruzenia okiem - ale powyzej pewnego pulapu po prostu wezma swoj kapital i wyniosa sie gdzie indziej.
Podatek w przedziale 5-30% mozna placic, ale jak bedzie wynosil (mowie o dochodowym) 80% to po co w ogole rano wstawac z lozka i sie wysilac?
Wersja dla bogatych to uniki, przekupstwa albo wynoszenie sie ze swoim biznesem gdzie indziej - wersja dla biednych to zarabianie sumy absolutnie minimalnej, wystrczajacej na nie zginiecie z glodu.

Tu nawet nie trzeba przytaczac zadnych statystyk, ino zadac proste pytanie: zapieprzalbys 12 godzin dziennie po to, zeby komus innemu oddac 80% swojego zysku? Jesli o mnie chodzi to owszem, jedyna sytuacja w ktorej bym to robila, to gdyby mi ktos guna do lba przystawil albo porwal rodzine i grozil jej smiercia. W kazdym innym zabieram tylek i spierdzielam do innego kraju.

Having said that: czym innym jest podatek dochodowy a czym innym cla importowe albo sales tax.

tom pisze...

Ten Twój podział na model agroeksportowy czy przemysłowy nie ma sensu bo to co opisałeś to jest rezultat, a nie przyczyna. Przyczynę najlepiej określił Michalkiewicz jako kapitalizm kompradorski. Jeśli mamy normalny kapitalizm to jest normalne, że kraj przechodzi drogę zaczynając od produkcji rolnej do produkcji zaawansowanych technologii. Bo budowanie kapitału trwa dziesiątki lat! jedną ustawą się tego nie zrobi. IRP była wybitną przedstawicielką kapitalizmu kompradorskiego, poczytaj jak byli ciemiężeni rzemieślnicy i chłopi, zresztą wystarczy popatrzeć na budynki z tamtego okresu. Pozostały tylko kościoły, dwory szlacheckie i kilka kamienic kupieckich w Krakowie i Gdańsku.

Dawid Ciężarkiewicz pisze...

Oczywiście, że wielkość opodatkowania ma wpływ na gospodarkę. Ale największy wpływ ma to jak te wpływ z podatków są przez państwo rozdysponowane. Jeżeli państwo wydaje wpływy lepiej niż wydaliby je obywatele (co bardzo rzadkie) to podatki są znośne. Gorzej jeśli wpływy te są marnowane albo wręcz psują zdrową część gospodarki (patrz unijne dotacje).

Dawid Ciężarkiewicz pisze...

Oczywiście, że wielkość opodatkowania ma wpływ na gospodarkę. Ale największy wpływ ma to jak te wpływ z podatków są przez państwo rozdysponowane. Jeżeli państwo wydaje wpływy lepiej niż wydaliby je obywatele (co bardzo rzadkie) to podatki są znośne. Gorzej jeśli wpływy te są marnowane albo wręcz psują zdrową część gospodarki (patrz unijne dotacje).

Dawid Ciężarkiewicz pisze...

http://m.obserwatorfinansowy.pl/2012/06/07/argentyna-zmierza-ku-drugiemu-bankructwu-w-ciagu-dekady/

Byłbym wdzięczny za komentarz.

tom pisze...

Też mam wiele sygnałów, że Argentyna zmierza ku drugiemu bankructwu, powiem więcej, prawdopodobnie będzie 3,4 i może 5 bankructwo. Ale każde z tych bankructw będzie łagodniejsze dla ludności tzn. ludzie już wiedzą, że rząd to twój wróg. Te bankructwa będą głównie dotyczyły państwa oraz sektorów gospodarki związanych bezpośrednio i pośrednio z państwem. Ogólnie mówiąc Argentyna po każdym takim bankructwie będzie silniejsza, aż to socjalistyczne ścierwo wyrzuci z siebie.

Maczeta Ockhama pisze...

@ Dawid Ciężarkiewicz
Cóż- ten artykuł był pisany z perspektywy Wall Street. Znaczna różnica jest np. w danych o wielkości zadłużenia. Podejrzewam, że bierze się to z dośc prostej przyczyny- po zaprzestaniu obsługi długu w 2003, w 2005 r była restrukturyzacja. ok 1/4 wierzycieli nie zgodziło się na proponowane warunki i zaczęli się włóczyć po sądach. Rząd zrestrukturyzowane spłaca, ci którzy nie zgodzili sie na restrukturyzację nie zobaczyli ani dolara i w statystykach tutaj (czyli długu który jest uznawany i splacany) po prostu tego nie ma. A to jest jakieś 20-25% PKB.
Poza tym, po nacjonalizacji YPF wydobycie ropy i gazu OD RAZU wzrosło o coś ok. 5 i 10%
Od czasu wprowadzenia ograniczeń, nadwyżka handlowa wyrażnie wzrosła.
Ale artykuł jest ciekawy- jako część nagonki na Argentynę oczywiście, a nie rzetelna wiedza.
Co do ewentualnego kryzysu- jesli do niego dojrze to na takiej samej zasadzie jak jest "spontaniczne powstanie" w Syrii.... Sporo osób nad tym kryzysem pracuje, na szczęście na razie im nie wychodzi. Teraz dla odmiany związek kierowców ciężarówek dyskutuje nad strajkiem, a ich żądania są dość odlotowe

Anonimowy pisze...

Ja jeszcze bym dodał obok I RP (CSA) Południe USA. Wojna secesyjna właśnie wybuchła przez walkę tych 2 rodzajów gospodarek.

tom pisze...

@Maczeta Poruszyłeś całkiem istotny fakt, bo ten wzrost wydobycia 5%-10% wiele dla mnie znaczy. Oczywiście nie znam szczegółów dotyczących sytuacji na rynku paliw w Argentynie, dlatego ten wzrost mogę rozpatrzyć z czysto ekonomicznego punktu widzenia i porównania do sytuacji innych krajów wydobywających ropę. Jest chyba oczywistym, że w obecnej sytuacji globalnej własne zasoby surowców trzyma się na czarną godzinę, a zapotrzebowanie zaspokaja się z importu. Chyba, że czarna godzina właśnie nadchodzi, bo dziwne, że prywatna firma nie chciała maksymalizować zysków i nie zwiększyła wydobycia.

Wojtek Modelarz pisze...

To mój pierwszy wpis tutaj, i od razu dziękuje Maczecie za wyjątkowo ciekawe treści, rozsądek i nieszablonowe przedstawianie sprawy. Aż się chce mieć Argentynę nad Wisłą...

@Anonimowy - porównanie z CSA bardzo celne. Sam zauważyłem, że w wojnie secesyjnej polska solidarnośc jest rozdwojona.

Polska z Pana Tadeusza i Trylogii znalazła by wspólny język, etos i estetykę z takim średnio bogatym gentlemanem z południa. Z drugiej strony Polska mickiewiczowskich "Trybuny Ludów" czy "Ksiąg Pielgrzymstwa" solidaryzowała by się z Północą, "... idzie noc, noc z ciemną twarzą murzyna..." jak pisał Norwid. Ale jest to zdecydowanie solidarnośc z ideą wolności, a nie z kapitalizmem i jego etosem. Raczej Waryński (może nie najlepszy przykład...) niż Cegielski.

Gospodarka Unii miała dwa razy więcej ludności i rolnictwa i 20 razy więcej przemysłu. Południe nie mogło wygrać inaczej jak nagłym zwycięstwem na początku wojny.
Konfederaci walczyli bardzo ofiarnie ginąc, jak Konfederaci Barscy, ale w chwili klęski szli w rozsypkę i do domu.
Natomiast północ to była zupełnie inna mentalność. Jak przegrali bitwę, to następnego dnia rano gromadzili się jak do pracy w biurze lub fabryce. Kojarzy się tutaj oklepane amerykańskie powiedzenie "czas zasłużyć na żołd"

Anonimowy pisze...

USA o czym zdaje sie zapominamy to najwiekszy producent i exporter zywnosci (pierwsze z brzegu- Tyson Foods, Monsanto czy Cargill. Jankesi to po prostu dobrze uzbrojone pastuchy). To zaś problem dla innych krajow producentow zywnosci nie do obejscia. Trwały wzrost dobrobytu to dodatni bilans handlowy i nie ma innej drogi(merkantylizm). Aby zas exportowac trzeba miec nabywce. Wspomniana czesciowa deindustrializacja w USA to nie pomylka tylko taktyka aby obejsc skutki "tragedii wspolnej planety".
Innymi slowy nacjonalizacje, niesplacanie dlugow i niegasnace pretensje do Falklandow przyspiesza powrot jakiegos typa pokroju Jorge Videli.

KabushiAT

Maczeta Ockhama pisze...

@ Tom
Są tu rzeczy w gospodarce oczywiście niemozliwe do utrzymania- np. kompletnie obłędna sprzedaż nowych samochodów. To się musi załamać, bo po prostu w tym kraju w żaden logiczny sposób nie mozna uzasadnić potrzeby sprzedaży miliona nowych samochodów rocznie (ja np. nie rozumiem po co mieszkańcowi Capital Federal W OGÓLE jest potrzebny prywatny samochód).
Zresztą sytuacja w 2009 była obiektywnie znacznie gorsza- i nic się nie zawaliło.
Co do ropy- po nacjonalizacji, w najgorszym wypadku będzie drobny kryzys paliwowy. Zresztą, dopóki Chavez żyje, nie będzie żadnego. Kryzysu bankowego raczej też nie będzie, osłabienie peso- jak najbardziej (obecny kurs rzeczywiście jest nieco chory), ale na warunkach rządu, a nie spekuły.
Defaut- też mozliwe, rząd ma "rynki finansowe" głęboko w ... powazaniu, więc mając do wyboru ograniczanie kluczowych wydatków państwowych lub przycięcie wierzycieli- wiadomo co wybierze. Więc- uważam, że sprawy państwa ida w dobrym kierunku oraz że temu rzadowi nie należy pożyczać ani grosza.

Maczeta Ockhama pisze...

@ KabushiAT
USA to zupełnie inna sprawa. Lobby rolnicze jest potężne, a zwłaszcza chemia związana z żywnością (Monsanto), ale filarem gospodarki jest właśnie "renta imperialna"- eksport długu i inflacji, krojenie kasy z całego swiata za patenty (nie swoje albo kompletnie bezzasadne- ale uznawane...), bonus Holywood za dominację kulturową, itd. Z samego rolnictwa ten kraj by się na poziomie ZSRR nie utrzymał...

Maczeta Ockhama pisze...

@ KabushiAT
Drugiego Videli tu raczej nie będzie. Długi wobec tych, którzy mieli depozyty w bankach w 2002 zostaną spłacone- na pewno i w całości, zresztą olbrzymia większość już jest spłacona.
Jeśli już to bedzie drugi Menem, w końcu jest już usilnie promowany (Macri). Mam nadzieję, że nie, ale jesli tak to trudno ja w miarę będę wiedzieć jak postepować.

Sven pisze...

@Wojtek Modelarz

Tak ja widzę, duży związek miedzy I RP a CSA. Nie tylko jeśli chodzi o gospodarkę agrarną, ale o podejście do wolności (która próbował odebrać szlachcie król, a CSA prezydent) i płacenia podatków. Oczywiście jak zaznaczył Maczeta to podejście wynikało właśnie z rodzaju gospodarki. Przecież jednym z głównych powodów wojny secesyjnej były właśnie podatki i cła. Myślę, że niewolnictwo i pańszczyzna też była nicią porozumienia ;-)

Unknown pisze...

Witam. Na początek - bardzo ciekawy blog, choć trochę nie moja bajka ;). Pouczający!

Co do przykładów historycznych. Twój model I RP jest nieco chybotliwy, jak mniemam. Po pierwsze słowo "pańszczyzna" i to z wykrzyknikiem w tym kontekście jest nie na miejscu. Prawdziwa pańszczyzna zaczęła się dopiero w XVII wieku, podczas gdy Polska była poważnym eksporterem zboża pod koniec wieku XVI. Poza tym sformułowanie "siła robocza" w odniesieniu do feudalizmu nie do końca ma sens. Polecam lekturę Rutkowskiego oraz jego krytyków!
Miasta w I RP były co prawda wręcz prześladowane przez szlachtę (na pewno dużo bardziej agresywnie niż chłopi, o czym się rzadko wspomina), ale w Złotym Wieku rozwijały się wcale dobrze. Nawet załamanie się handlu gdańskiego na początku XVII wieku tego nie zmieniło. Dopiero wojny - z Turcją, z Rosją i przede wszystkim ze Szwecją zniszczyły produkcję o gospodarkę miejską.

Zapomniałeś też, że pierwsze prawdziwe próby "uprzemysłowienia", budowy poważnej finansjery narodowej oraz infrastruktury (kanał Augustowski) to lata 1815-1831. Dopiero powstanie zniszczyło te plany. Dodam tylko, że Drucki-Lubecki sprawił, że bodaj jedyny raz w naszej historii mieliśmy naprawdę dużą nadwyżkę budżetową i przy tym zaczynał się kręcić biznes (narodowy, nieżydowski, kredyt!!)

"Na przykład- dla krajowego producenta wyrobów AGD to , czy podatek dochodowy wynosi 15 czy 35 % dużego znaczenia nie ma (wbrew pozorom). Dla międzynarodowej korporacji znaczenie ma (choć też mniesze niż np. kurs walutow)"

Ja zawsze myślałem, że jest na odwrót. Możesz to wyjaśnić? No bo korporacje płacą podatki w rajach podatkowych, zaś rodzimy producent AGD... ??

Pozdrawiam serdecznie!

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Maczeta Ockhama pisze...

@ Unknown
Przykład I RP podałem jako najbardziej znany, przez to najłatwiejszy do zrozumienia. Padł w komentarzach także przykład południa i Północy USA- równie dobry, nawet lepszy. Podstawowa różnica polega na tym, czy gospodarka sie opiera na eksporcie surowców i imporcie wyrobów przemysłowych, czy też przemysł krajowy na większą skalę istnieje, a w efekcie- interesy której z grup sa reprzentowane przez rząd. I są one sprzeczne cła niskie/wysokie, płace w pieniądzu/wyżywieniu i odzieży (tu jest wspólny mianownik pańszczyzny i niewolnictwa). Taki system "feudalny" właściwie nadal funkcjonuje w Boliwii czy Peru.
I wbrew pozorom nie można łatwo przejść od jednego do drugiego modelu- najpierw trzeba złamać wpływy wielkich posiadaczy ziemskich/firm górniczych oraz wzbudzić wściekłośc importerów (naprawdę- jedyne co mają do powiedzenia w Argentynie o obecnym rzadzie nie nadaje się do cytowania). Zanim klasa producentów stanie sie wystarczająca silna politycznie- mijają lata. To jest cholernie trudne do przeskoczenia.
Co do podatku- krajowy producent AGD działa na rynku krajowym, odizolowanym cłami od światowego, konkuraencja ma te same warunki. Barierą może byc popyt, ale w warunkach bogacącego się kraju i uprzemysławiania- to nie są żadne bariery. Czyli nie ma to znaczenia. Dla odmiany wielkie korpo nie lubią zamknietych rynków, akcjonariusze lubią zyski, które zawsze powinny być wyższe, a przy okazji państwo posiadające spore wpływy podatkowe jest zbyt silne jak na gusta dużych korpo (trudniej sie kręci lody- jak na przykład właśnie unikanie podatków...). Znów- opór przy zmianach jest gigantyczny.
O Druckim-Lubeckim i sp. w istocie zapomniałem, choć to akurat ważna i ciekawa rzecz. Dzięki za przypomnienie

Unknown pisze...

@maczeta ockhama

Jednak wydaje mi się, że przeskakujesz epoki. Polska gospodarka w XVI wieku nie była jeszcze zdominowana przez system folwarczno-pańszczyźniany (a są historycy, którzy twierdzą, że nigdy nie była!). Wynikałoby z tego, że ów system był nie tyle przyczyną czegokolwiek co raczej skutkiem kryzysu wywołanego przez czynniki zewnętrzne. Poza tym w literaturze podkreśla się zazwyczaj brak dywersyfikacji produkcji, jako wewnętrzną przyczynę upadku, o czym zresztą sam piszesz. Podobnie było w Hiszpanii po Filipie II, która z potęgi światowej powoli staczała się w zapyziałą prowincję.

Jeśli chodzi o naszych producentów AGD, to być może zbyt pochopnie przechodzisz z poziomu makro na mikroekonomiczny. Cóż bowiem z tego, że względem konkurencji taka firma nie ma gorzej, skoro w liczbach absolutnych zarabiać będzie zawsze mniej przy wyższych podatkach? Przez nie może np. nigdy nie wejść na rynki zagraniczne, bo cały czas będzie musiała płacić drakoński haracz w domu. W ten sposób popadamy w logikę realnego socjalizmu: nikt nie ma źle, tzn. wszyscy mają tak samo źle. A co z konkurencją z innych krajów, które eksportują z miejsc, gdzie podatki są niższe?

Drucki-Lubecki to postać kontrowersyjna, z jednej strony ucisk fiskalny, z drugiej bardzo ciekawe metody pobudzania gospodarki sposobami pozalegislacyjnymi. Nasi parlamentarzyści mogli by się uczyć, gdyby nie fakt, że to co robił DL byłoby dzisiaj postrzegane jako działania pozaprawne...

Jeszcze jedna kwestia. Otóż jak się owe trzy modele, które opisałeś, mają do teorii mówiącej o "krajach rozwiniętych" jako krajach white collars, które opierają swą gospodarkę na usługach, wiedzy specjalistycznej i technologii? Czy taki "etap rozwoju" to rzeczywiście krok ku welfare state, czyli w skrócie marksowskiemu rajowi, czy może początek spektakularnego upadku? Bo przecież USA, które uznałeś za kraj ciągnący jeszcze dzięki przemysłowi spożywczemu nie jest jedyny. Francja czy Anglia nie mają żadnego rzeczywistego i realnego zabezpieczenia w rodzaju Mansanto, a przecież ich przemysł nie istnieje. Czy usługi i technologie mogą wyżywić całe państwo? Jeśli tak, to trzeba by dodać jeszcze czwarty model.

Maczeta Ockhama pisze...

@ Unknown
Czy gospodarka I RP była folwarczno pańszczyźnia i kiedy to nie właściwie większego znaczenia- bo niewątpliwie od końca XVI (a czy ja pisałem, że chodzi mi dokładnie o XVI?- to ty wsadziłeś mi to w usta, btw., czepiając się dalej RP to od sejmu lubelskiego dopiero, ale to bez znaczenia) gospodarka RP była oparta na eksporcie surowców i imporcie dóbr luksusowych i wysoko przetworzonych (jak na ówczesne czasy oczywiście)- co do tego się chyba zgodzimy. Taki sam model to było południe USA, Argentyna do 2 w.ś., obecne Peru i Chile, jak też właściwie wszystkie państwa naftowe. Hiszpania 16 i 17 w jest złym przykładem- bo tam wchodziła w grę "renta imperialna"- nawet dośc dokładnie wpływ do budżetu złota i srebra z Ameryk.
Co do AGD- mowa jest o podatku od DOCHODU, czyli obciążającego zysk. Zmniejsza to co najwyżej dywidendę i zwieksza koszt kapitału, ale nie zwiększa ceny towaru. Za to państwo w etapie rozwoju ma dość duże potrzeby- infrastruktura, kształcenie kadry technicznej, itp. Oczywiście- jest pytanie czy tak to akurat działa- ale to inna sprawa, choc bez twardych i madrych rządów i tak żaden kraj nie przeskoczył z jednej kategorii do drugiej.
Podatki mają znacznie mniejsze znaczenie niż istniejący przemysł, dostępność fachowców, itp. Kraj w którym przemysł dopiero powstaje nigdy nie będzie w stanie konkurować z "dojrzałym" przemysłem. Cła i inne bariery są absolutnie niezbędne.
Teoria "krajów opartych o usługi" to bzdura. Są takie- Hongkong czy Singapur- ale są to bardzo małe (w porónaniu do obsługiwanego obszaru) huby finansowo- transportowe, podobnie jak Gdańsk w I RP. Siła gospodarki Szwajcarii czy Niemiec opiera się na przemyśle.
Cała reszta tych "od usług" to po prostu producenci długu. I na naszych oczach ten mit się wali.
Czwartego modelu nie potrzeba- permanetni dłużnicy też jeszcze ciągną "rente imperialną", choć gdzieniegdzie są względnie poważne rzeczy- Londyn jest np. ważnym światowym centrum sądowym (a tak) poważne spory rozstrzyga się w sądach polubownych, które są, zwłaszcza dla spraw morskich tam skoncentrowane. I są to nawet dośc poważne pieniądze w skali gospodarki (IMO, do danych pewnie dojść nie sposób) Ale takie miejsce na świecie może być tylko jedno, i jest to spadek po imperium.

Unknown pisze...

Chodziło mi tylko o to, że model ten działał w I RP jedynie do końca XVI wieku. Potem była to już bardzo przedłużona agonia, co oczywiście nie zmienia faktu, że masz rację co do eksportu surowców. Biorąc I RP za przykład musisz się liczyć z tym, że ilustruje on dzieje upadku...

Co do usług to też uważam, że taki model się wali i to dlatego, że musiał się zawalić, jako generator długu. Nie wydaje Ci się jednak, że Polska idzie dokładnie w tym kierunku - katastrofy? Rosnące zadłużenie zarówno rządu, jak obywateli, powiększający się sektor publiczny i wiele, wiele negatywnych zjawisk, m. in. te, które Ty opisałeś.

Maczeta Ockhama pisze...

@ Unknown
Co do Polski- oczywiście, że się wali i zawali, ale jak na razie polska gospodarka oferuje dla świata dośc wyspecjalizowane usługi- mianowicie jest jedną z najwiekszych, a może i pierwszą na swiecie pralnią pieniędzy, więc wytrzyma wiecej niż się wydaje. Ale- po likwidacji przemysłu i kiedy nowy dług wyschnie będzie trzeba wrócić do eksportu surowców- miedzi, drewna siarki i co tam jeszcze jest (węgla już mało zostało...) Polecam w związku z tym drobne ćwiczenie- sprawdzić powierzchnię użytków rolnych i lasów w Polsce, wydobycie w KGHM i co tam jeszcze jest i potem porównać tą liczbę do importu gazu i ropy. Większość pozostałego eksportu to fikcja księgowa- a co do importu- jeśli coś zostanie, podzielić to przez liczbę mieszkańców i wyjdzie ile jakichkolwiek dóbr przemysłowych może naprawdę kupić przeciętny mieszkaniec Polski

Anonimowy pisze...

Heh, Maczeto...

Mam podobne obserwacje odnośnie struktur - aczkolwiek w Arg. nie byłem.

Pzdr - Sancho P.

Przemysław Noga pisze...

Witam,

Ostatnio trafiłem na taki artykuł w nota bene opiniotwórczym portalu ekonomicznym. I już na pierwszy rzut oka widać różnice w przedstawianej sytuacji Argentyny w niniejszym artykule oraz na Pana blogu. Bardzo cenię sobie Pańskiego bloga i jeśli mogę prosić aby się Pan ustosunkował do tez zawartych w przytoczonym artykule. Najlepiej w formie wpisu bowiem wierzę, iż będzie to interesująca polemika.

Pozdrawiam
http://www.obserwatorfinansowy.pl/2012/06/07/argentyna-zmierza-ku-drugiemu-bankructwu-w-ciagu-dekady/

Maczeta Ockhama pisze...

@ Przemysław Noga
Nieco skomentowałem pod następnym wpisem. Zobaczę, może coś napiszę więcej jako wpis.