Protekcjonizm- czy to dobry pomysł?


Zacznijmy od początku. Protekcjonizm to narzędzie polityki państwowej polegające na stwarzaniu barier i utrudnień dla importu. Jak każde narzędzie może być używane sensownie, lub nie.
Może też, w konkretnym wydaniu tego narzędzia, być zrobiony lepiej lub gorzej.
W wersji idealnej- przez państwo, w którym istnieją odpowiednie zasoby siły roboczej, kapitału i surowców służy do ochrony raczkującego krajowego przemysłu- w pierwszym okresie, następnie wzmacniania jego konkurencyjności- a po tych dwóch etapach należy oczywiście z tego narzędzia zrezygnować, a kraj staje w rzędzie obrońców wolnego handlu- oczywiście wolnego na nowych warunkach. Najbardziej znanym przykładem takiego postępowania w polityce państwowej jest Japonia od połowy XIX do połowy XX (czy do dziś). Ale tam też protekcjonizm był jednym z licznych narzędzi modernizacji kraju. Sam nie ma większego sensu.
Z to kosztuje. Rachunek płacą oczywiście konsumenci dóbr, które dotychczas były importowane, a teraz, wytwarzane przez krajowy przemysł, z niewielkim doświadczeniem przedsiębiorców i pracowników muszą oczywiście być gorszej jakości. Oraz droższe- bo kapitał się musi zwrócić razem z premią za ryzyko podejmowania nowej działalności. Jeśli jest to połączone z sensowną polityką przemysłową i edukacyjną- istnieje szansa na szybką poprawę sytuacji. Jeśli nie jest- to pewnie część czytelników jeszcze pamięta wątpliwą przyjemność obcowania z wyrobami FSO czy FSM z lat 80-tych...
Tak czy inaczej zapłacić zawsze trzeba. I to nie tylko w gotówce konsumentów. W XIX w. protekcjonistyczne pomysły kończyły się zazwyczaj „wprowadzaniem demokracji”, czy jak to się wtedy nazywało. Teraz mamy bardziej cywilizowane czasy, w XX w. załatwiano to embargiem, teraz lepiej wychodzą wojny walutowe. Czyli przeciętny mieszkaniec takiego kraju dostaje następny rachunek do zapłacenia- jeśli przemysł ma się rozwijać w jakikolwiek stabilnych warunkach- konieczne są w dzisiejszych czasach mniejsze lub większe ograniczenia dewizowe.
Kolejny rachunek- to konieczność importu zarówno technologii, jak też maszyn. W skali całej gospodarki to zmienia bilans i oczywiście- rachunek przychodzi do przeciętnego zjadacza chleba- w postaci osłabienia waluty. Za tym idzie wzrost kosztów importu, a przy malejącym bezrobociu (które jest oczywistym skutkiem polityki industrializacji) rosną płace, coraz większy poziom kooperacji zwiększa potrzeby co do ilości pieniądza w obiegu- a to już zaczyna oznaczać inflację...
Jeśli rozwój przemysłu, a co za tym idzie odejście od gospodarki opartej na surowcach ma jakąś szansę zaistnieć- bez protekcjonistycznej polityki handlowej w pierwszym okresie jest to niemożliwe- a przynajmniej ja nie znam żadnego takiego przypadku (a przeleciałem w pamięci wszystkie państwa bardziej uprzemysłowione ostatnich 200 lat). Różne „wolne miasta” są tu zupełnie inną sprawą- bo pełnią funkcję centrów handlu i pośredników- co jest najczęściej zasługą ich położenia i relatywnej bliskości kulturowej z kontrahentami. Na takiej zasadzie- jako pośrednik pomiędzy Chińczykami i Anglosasami wyrósł Hongkong i Singapur. Ale małe miasto handlowe to nie jest duże, uprzemysłowione państwo.
Oczywiście- rachunek dla przeciętnego człowieka jest wysoki, a nieudolnie prowadzona polityka tego typu może doprowadzić do całkiem ładnej katastrofy. Przy dobrze prowadzonej- też się nie da uniknąć, ale to może być tylko drobny kryzys w drodze do sukcesu.
A czy jest w ogóle po co próbować rozwijać cokolwiek? Może kraj surowcowy jednak jest jakimś pomysłem na dobre życie? Nie jest. Elita, która kontroluje dostęp do surowców (czy to krajowa oligarchia, czy ponadnarodowe koncerny czy też klika rządowa) będzie po prostu bronić swoich interesów- czyli dostępu do względnie taniej siły roboczej i nieopodatkowywania firm surowcowych oraz oczywiście wolnego handlu- przynajmniej na dobra luksusowe. Czyż to nie była np. polityka szlachty I RP?
Wiadomo, opisując narzędzie polityki państwowej, piszę o państwie. Nie wchodząc tu w dywagacje, czy jest ono do czegokolwiek potrzebne- choć w świecie opanowanym przez zorganizowane rządy niespecjalnie ma się inne wyjście.

30 komentarzy:

Yasiu pisze...

Czyli reeasumując - nie mamy pewności czy protekcjonizm pomoże, za to na pewno trzeba będzie za to zapłacić.
Zauważ, że jeśli gospodarka ma wszystkie bodźce potrzebne do zdrowego rozwoju, to da sobie radę i bez protekcjonizmu -też jest szansa a nie ma pewności - tylko że w razie porażki zapłacą za to inwestorzy a nie wszyscy ludzie.

Maczeta Ockhama pisze...

@ Yasiu
Na prawdziwy rozwój bez protekcjonizmu nie ma szans dla państwa innego niż małe miasto handlowe. ŻADNYCH

futrzak pisze...

@Yasiu:
"Zauważ, że jeśli gospodarka ma wszystkie bodźce potrzebne do zdrowego rozwoju, to da sobie radę i bez protekcjonizmu"

Nie. Podaj jakis przyklad z ostatnich 200 lat.
Przeczytaj jeszcze raz to, co napisal Maczeta i zastanow sie. Uwazasz ze ludzie beda kupowac produkty gorsze i drozsze, kiedy maja do wyboru lepsze za mniejsze pieniadze? Czy myslisz, ze w PRLu ktokolwiek kupowalby duze fiaty jesliby w tej samej cenie (albo i taniej) mogl dostac mercedesa?

Anonimowy pisze...

Australia, Nowa Zelandia, Liechtenstein, Kanada, Szwajcaria, Finlandia, Islandia, Dania, Luksemburg, Austria, Andora, Słowacja, Malta, Cypr, Brunei, Katar, Bahrajn, Barbados, Bahamy, Chile,

Maczeta Ockhama pisze...

Australia, Nowa Zelandia, Kanada, Islandia i Chile to są kraje surowcowe z minimalnym udziałem przemysłu, zwłaszcza eksportowego- co najwyżej nieco przetworzone surowce. Znaczy Islandia to jest teraz też przetwarzanie wodospadów w aluminium- ale tak się teraz to robi- huty aluminium powstają przy zaporach, a miejsc na nie brakuje.
Brunei, Katar, Bahrain???? To tylko ropa. Nie rzucaj takich przykladów, chyba, że to prowokacja.
Finlandia do 89- handlowo w bloku sowieckim. Dania i Austria- uprzemysłowienie w latach 1890-1945. Pełen protekcjonizm.
Malta, Cypr, Andorra, Barbados?? turystyka i finanse. Żadnego przemysłu. Luksemburg- tez protekcjonizm + otwarty do eksportu rynek Holandii w czasie unii- idealna sytuacja. Tylko proszę, następnym razem może odrób pracę domową, a nie rzucaj alfabetyczny spis państw. Proszę

Iulius pisze...

Czyli zaletą protekcjonizmu jest zamiana elity surowcowej na elitę przemysłową, by tak to ująć - Dixie na Jankesów? Kiepski argument.

Nota bene w Rzeczypospolitej (choć nie była to oczywiście wolnorynkowa utopia) żyło się z eksportu zboża i importu wszystkiego innego całkiem nieźle, dopóki nie zrujnowały jej wojny, z samym tym modelem gospodarki niezwiązane.

Maczeta Ockhama pisze...

@ Iulius
Bardzo dobre porównanie. Zauważ, że tam spór też dotyczył głównie ceł zewnętrznych, czyli własnie dokładnie protekcjonizmu. I mozliwości awansu społecznego były znacznie większe na północy. Dixie to garstka posiadaczy i morze nędzy. Jankee to jednak w miarę szansa dla każdego- przynajmniej w poł XIX w.
Widać moje nastawienie z tekstu, ale mimo wszystko zadaję pytanie.

Anonimowy pisze...

Zmień swój opis piewco socjalistycznych rozwiązań, bo ten stary już się zdezaktualizował:
cytuję: Maczeta Ockhama - Uważam, że nikt (za wyjątkiem żony i rodziców) nie ma żadnego moralnego prawa rozkazywać dorosłemu mężczyźnie jak, gdzie i kiedy może budować dom, nosić broń, prowadzić samochód i wychowywać swoje dzieci.

Yasiu pisze...

@Maczeta Ockhama
Ale protekcjonizm też rozwoju nie gwarantuje za to stwarza dodatkowe zagrożenia.(co sam słusznie zauważyłeś). Jeśli mówimy o naszym, polskim czy europejskim podwórku, to raczej dławimy się od przesterowania gospodarki, a nie od braku protekcjonizmu.
I czym różni się rozwój od "prawdziwego rozwoju" i kto decyduje który rozwój jest prawdziwy a który nie ? ;)

@Futrzak
"Uwazasz ze ludzie beda kupowac produkty gorsze i drozsze, kiedy maja do wyboru lepsze za mniejsze pieniadze? Czy myslisz, ze w PRLu ktokolwiek kupowalby duze fiaty jesliby w tej samej cenie (albo i taniej) mogl dostac mercedesa?"

Nie rozumiem do czego nawiązałeś : że niby PRL był koniecznym okresem protekcjonizmu przed III RP ? o.O
czy to tylko taki tekst z innej beczki ;) ?

futrzak pisze...

Anonimowy:
huh? Jak sie maja cla impotowe na towary przemyslowe do regulacji dotczacych nieruchomosci/ziemi prywatnych obywateli tudziez do prawa posiadania broni w danym panstwie?

Anonimowy pisze...

Mam pytanie nie związane z tematem. Czy znacie jakieś prognozy przedstawiające pkb per capita państw świata za 10, 20, 30 lat? Jestem ciekaw jak będą się zmieniać wartości w różnych krajach i uzasadnienia tychże zmian, o ile ktokolwiek podjął się takiej analizy.

Maczeta Ockhama pisze...

@ Anonimowy
Dobrze wiem co tam napisałem. I nic się nie zdeaktualizowało- a nawet powiem więcej- jest ich wokół mnie więcej niż w Polsce i widzę, że jest to dobre. A że nie we wszystkich punktach się zgadzam z np. JKM? Moje prawo.

Maczeta Ockhama pisze...

Jak mi dasz odpowiedź na 2 pytania:
1. Czy obecny system walutowy z rezerwowym papierowym dolarem się utrzyma?
2. Czy będzie większa wojna w tym czasie?
To można by coś wymyślać.

futrzak pisze...

@Yasiu:
gospodarka majaca "wszystkie bodzce do rozwoju" nie da sobie rady bez protekcjonizmu na swiecie, gdzie juz istnieja inne rozwiniete z dobrym przemyslem gospodarki. Nie bedzie w stanie konkurowac z produktami lepszymi i tanszymi.

Protekcjonizm co prawda rozwoju nie gwarantuje, ale gdyby nie protekcjonizm, to ani USA ani Japonia nie rozwinelyby swojego przemyslu.
Nie myl protekcjonizmu z przeregulowaniem regul na rynku wewnetrznym i z przerostem biurokracji panstwowej. USA XIX w. to bardzo duzo wolnosci wewnetrznej przy jednoczesnych clach zaporowych na produkty importowane.

Yasiu pisze...

@Futrzak
Protekcjonizm co prawda rozwoju nie gwarantuje, ale gdyby nie protekcjonizm, to ani USA ani Japonia nie rozwinelyby swojego przemyslu.

A to juz twoje gdybanie.
Z protekcjonizmem (jak z każdą inną formą interewncjonizmu) jest jeden i ten sam problem - skąd wziąć tego wizjonera który powie - "ta branża będzie naszym konikiem, damy cla zaporowe, rozwiniemy ją a jak juz okrzepnie, to będziemy robić tak wyśmienite produkty, że i bez ceł rozwalą konkurencje zagraniczną w drobny mak." Nie ma takiego, można tylko zgadywać.
Zresztą powiedzmy sobie szczerze - czy powstanie polskiego koncernu samochodowego byłoby warte np. 10 lat ceł na samochody z poza Polski ? Cały naród ma robić zrzute na to żeby jakiemuś inwestorowi wyszedł super lukratywny biznes ?

Maczeta Ockhama pisze...

@ Yasiu
A po co wizjoner i co za różnica?
Ścieżka jest przećwiczona przez całą Azję poł-wsch, wcześniej przez całą Europę i USA. Nic więcej się nie trzeba uczyć.

Anonimowy pisze...

Wlasciwie nalezaloby tu JEDNA rzecz tu PODKRESLIC(chyba specjalnie dla kilku niepotrzebnie zacietrzewionych ideologicznie czytelnikow).Otoz protekcjonizm to tylko pewien ETAP w budowaniu nowoczesnej gospodarki,etap PO ktorym powoli wchodzi sie na glebokie wody miedzynarodowej konkurencji i globalnego handlu.Calkowity i permamentny protekcjonizm to oczywiscie bzdura rownie kompletna jak kompletnie wolny tzw.wolny rynek.TYMCZASOWY protekcjonizm to jak slusznie zauwazyl Maczeta tylko narzedzie(uzywane w komplecie z innymi)sluzace modernizacji kraju.Protekcjonizm permamentny doprowadza do zacofania a permamentnie wolny rynek doprowadza najczesciej do podboju ekonomicznego przez dominujace mocarstwo(zreszta dlatego USA jako takie dominujace mocarstwo tak bardzo ow wolny rynek popieraja).Zreszta chyba nalezaloby napisac raczej "wolny rynek" bo jego REALNA wersja tak bardzo odbiega od idei jak bardzo realny komunizm odbiegal od marzen o bezklasowym spoleczenstwie.Oczywscie libertarianie powiedza iz znowu probujemy tu we wszystko mieszac panstwo ale to gruncie rzeczy WYMOG RZECZYWISCTOSCI-podobnie jak @Maczecie nie udalo mi sie znalezc w historii przykladu DUZEGO panstwa ktore weszloby na gospodarcze szczyty bez tego etapu.Dwa POZORNE wyjatki to Wielka Brytania wieku 19 oraz obecne Chiny.Ale Wielka Brytania byla zwyczajnie PIERWSZA z rewolucja przemyslowa wiec etapu protekcjonizmu nie potrzebowala bo zadna konkurencja dla jej produktow nie istaniala(zreszta w paru dziedzinach jak przemysl lekki i odziezowy gdzie byla jakas konkurencja chociazby z Indii UK prowadzilo polityke protekcjonistyczna).Znowu obecne Chiny wcale az tak otwarte nie sa jak sie by moglo wydawac-chcesz u nich produkowac i przynosisz know-how-nie ma problemu,chcesz u nich sprzedawac-problem jest i na ogol musisz wchodzic w spolki z lokalnym kapitalem-reasumujac otwartosc Chin jest POZORNA(i zdaje sie iz taki model rozowju zostal dobrze przemyslany).Zreszta Chiny jeszcze owej transformacji nie zakonczyly wiec trudno tu nawet mowic o sukcesie ich modelu "fabryki swiata"-czas pokaze.


Piotr34

Anonimowy pisze...

Bardzo dobre porównanie
Wojna secesyjna wybuchła w wyniku konfliktu interesów surowcowego południa i przemysłowej północy...

mucha pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

Załóżmy że za kilka lat system rypnie i fala rozleje się od stanów na resztę świata. Załóżmy że wojny w zachodnim świecie nie będzie a jeżeli już to wojny będą prowadzone poza Europą i Ameryką Północną. Najgorszym przejawem agresji na zachodzie będą zamieszki uliczne trwające aż do poprawy sytuacji. W takim razie konkretnie zapytam czy Norwegia na tle innych państw europejskich ma predyspozycje do łagodniejszego przejścia przez kryzys? Norwegia zysk z wydobycia ropy przeznacza na tzw cele publiczne. Czy dzięki temu średnia krajowa może utrzymać się jeszcze przez jakiś czas na tym samym poziomie?

Maczeta Ockhama pisze...

W Norwegii z konkretnych rzeczy mamy:
Spadające wydobycie ciągle drożejącej ropy i gazu. Na razie neutralne, do momentu, kiedy krajowe zużycie będzie istotną częścią produkcji- wtedy dochody zaczną szybko spadać.
Flota handlowa- realnie najważniejsza część gospodarki. Ponieważ kiedy sytuacja w kraju zacznie się pogarszać, remonty i budowy wrócą do norweskich stoczni (będzie taniej, a armatorzy nawet trochę dopłacą, aby utrzymać swój kraj)
Ryby- pozwolą utrzymać populację.
W sumie- nie jest źle. Poziom życia musi spaść, ale linia oporu jest znacznie wyżej niż gdzie indziej. Oczywiście jeśli rząd czegos nie spierdoli- np. wstąpi do UE i kłusownicy zniszczą łowiska, a przystąpienie do Euro zniszczy stocznie na amen, jak w Grecji i Hiszpanii.

Anonimowy pisze...

http://mises.pl/blog/2005/07/27/206/

Pewnie spodziewałeś się, że ktoś prędzej czy później da to tego link :).

Maczeta Ockhama pisze...

Tak. A czy ja twierdzę, protekcjonizm jest dobry dla konsumenta? Oczywiście, że nie. Ale- przemysł jest potrzebny i początki się bez (czasowej znaczy) ochrony nie mogą rozwinąć. To jest zasadnicze pytanie- czy być krajem surowcowym, czy za cenę chwilowego pogorszenia jakości dóbr przemysłowych wyjść na większą samodzielność. Zakaz importu banaów do Polski nie służy specjalnie niczemu, ale obłożenie cłem rzeczy które mozna produkować- już tak.

Anonimowy pisze...

Dzięki za odpowiedź. Na początku przyszłego roku właśnie tam wyjeżdżam ze względu na dobre warunki pracy i wysoką płacę. Nie planuję zostać tam na stałe ale na tyle długo że zamierzam się ubiegać o obywatelstwo. Dużo czasu poświęcam na przyswajanie języka dlatego mam pewne obawy czy ta inwestycja się opłaci jeżeli el dorado przedwcześnie się skończy.

Dawid Ciężarkiewicz pisze...

Gadanie takie jakby kapitał przywiązany był do kraju, jak chłop do pola.

Jeżeli ma się surowce, tanią siłę roboczą i liberalną gospodarkę, to prędzej niż później kapitał powinien przypłynąć, razem z know-how i technologią.

Czy Chiny bazują swój rozwój na protekcjoniźmie? (nie jestem ekspertem, więc pytam bez ironii)

Inna bajka, że ekonomia austriacka mówi: jeżeli Twój sąsiad naprawia świetnie samochody, to nie wpieprzaj mu się w biznes, tylko naucz się świetnie naprawiać pralki. Oprócz strategicznych elementów gospodarki, zarówno całościowo jak i dla poszczególnych uczestników rynku jest zawsze lepiej, kiedy każdy z jego uczestników zajmuje się tym co mu idzie najlepiej. Nawet podobne co do warunków demograficznych i geograficznych do sąsiada państwo zajmujące się wyłącznie produkcją pierogów, może wygrać np. wojnę z państwem o silnym przmyśle zbrojeniowym, jeżeli tylko jest ekonomicznie wydajniejsze. Bo czołgi i samoloty można kupić za pieniądze zarobione nawet z eksportu pierogów.

Maczeta Ockhama pisze...

Czasem są takie czasy, że jakoś na półkach sklepowych nic nie ma. Np. pod koniec lat 30-tych na rynku międzynarodowym praktycznie uzbrojenia nie było, a jesli to nieudane/przestarzałe z często chorymi terminami dostaw.
Chiny bazują na skrajnej wersji protekcjonizmu- permanentnie zaniżonym kursie walutowym. Przez co oczywiście przeciętny Chińczyk ma sztucznie zanizony poziom zycia, a towary chińskie poza Chinami mają sztucznie zanizone ceny na całym swiecie. Poza surowcami i odrobiną towarów luksusowych import do Chin jest praktycznie niemozliwy, bo przez sztuczny kurs walutowy nieopłacalny.
"Kapitał międzynarodowy" to tylko drobna część- ten najwiekszy, który zazwyczaj ląduje na giełdzie. A jednocześnie sa miliony drobnych i średnich przedsiębiorców, którzy są do kraju przywiązani, bo nie tak łatwo się nauczyć języka, przepisów i sposobu prowadzenia interesów w innym

kawador pisze...

Najpierw zawsze jest protekcjonizm --> następnie powstaje narodowa oligarchia --> oligarchia ulega konsolidacji i przechodzi w korporacjonizm wewnętrzny --> powstają stabilne rynki oligopolistyczne wewnątrz państwa --> pojawia się potrzeba nowych rynków zbytu --> narodowi oligarchowie domagają się otwarcia tych rynków --> politycy rynki otwierają --> następuje epoka międzynarodowego korporacjonizmu --> prawo ulega deregulacji pod korporacje (w różnych państwach następuje to w różnym okresie, ale tendencje są wyraźne) --> wolny rynek/liberalizm są winni --> cały cykl zaczyna się od początku, czyli pojawiają się głosy nawołujące do kontroli, nacjonalizacji i stosowania protekcjonizmu.

Gdybym był marksistą, powiedziałbym, że jest to nieubłagana dialektyka historii albo coś w ten deseń. Jest to proces nieunikniony także z tego powodu, że początkowo daje kopa gospodarce i ludzie się bogacą, a zatem nie ma realnej siły, która byłaby w stanie mu się przeciwstawić. A zatem pan Jan Koziar ma całkowitą rację, gdy twierdzi, że "dobrze nawigowana przez państwo gospodarka" może uczynić z kraju potęgę i na jedno-dwa pokolenia dać masom złudzenie realnego dobrobytu.

Anonimowy pisze...

Maczeto...

W kwestii "małych państw handlowych" - DOKŁADNIE tak :)

Podawane przez l. przykłady Singapuru, HongKongu etc. - to jest właśnie tren schemat :)

"Korzystamy na byciu pośrednikiem" - ale starcza to dla ograniczonej populacji.


Pzdr - Sancho P.

Anonimowy pisze...

Panie kawador...

Brawo :)

Dostrzegam zalążki "myśli rozumnej" - ale zapewne zaraz mnie Pan wyprowadzi z "fazy optymizmu" :)

Wniosek Panie "kawador" - czyżby również "John Rambo" (?)...
W pierwszym akapicie opisał Pan historię - najzwyczajniej. I proszę - niech Pan nie pisze o "dialektyce" jako czymś zdrożnym - bo Pan właśnie ją stosuje :) ( możemy to chyba nazwać hipokryzją :)).
W drugim akapicie dał Pan przykład głupoty :) Kim - w obliczu kilku wieków jest "Jan Koziar" ???
Daję Panu rzeczywiste nazwiska "znaczące" - Kulczyk, Czarnecki, Solorz... Etc...
I dopóki rzeczywistość jest definiowana tymi nazwiskami ( dla uproszczenia ) - "Jan Koziar" jest "Kowalskim" - bez znaczenia...

Boli ???


Powinno boleć.

Najpierw kara - potem budowa.


Wygnaniec we własnym kraju.

kawador pisze...

Nie rozumiem Pańskiego wpisu. Proszę się wyrażać jaśniej, pisać bardziej wprost.