Dalej o przyszłości USA


Kilka razy wspomniałem, ze moim zdaniem USA się rozpadną. Oczywiście nie podejmuję się w najmniejszym stopniu przewidzieć, kiedy to nastąpi. Ale widzę dość wyraźnie połączenie czynników, które to spowodują.
Otóż- zaczynając od początku: USA łączy w całość konstytucja i amerykański mit (traktując to łącznie), dolar oraz armia.
Konstytucja w praktyce już prawie nie obowiązuje. Oczywiście formalnie jak najbardziej- tu nic, jak powszechnie wiadomo się nie zmieniło. Ale w rzeczywistości rząd federalny ma ją głęboko gdzieś. Sąd Najwyższy również. Zajmuje się bardziej polityką i w praktyce wyinterpretowywaniem z Konstytucji swoich nowych pomysłów, nie mających oparcia w praktycznie niczym- oprócz oczywiście fantazji sędziów. A z przykładów- proszę bardzo: jedynie Kongres posiada prawo wypowiadania wojny, a ostatni raz z tego prawa skorzystał w 1941 roku. Zgodnie z konstytucją wojen w Korei, Wietnamie, Grenadzie, Panamie, Kuwejcie i Iraku, Somalii, Jugosławii, kolejnej w Iraku oraz Afganistanie nie było (OK- przyznam się, nie jestem pewien, że we wszystkich tych wypadkach wojna nie była wypowiedziana), ale z drugiej strony wojny te istniały naprawdę (znaczy media nie zawsze kłamią :))- bo w jednym z tych wypadków sam widziałem amerykańskie wojsko. I z praktycznie wszystkimi pozostałymi zapisami jest podobnie... Więc o konstytucji zapomnijmy.
Amerykański mit jeszcze istnieje- ale dla odmiany nie ma nic wspólnego z istnieniem Stanów Zjednoczonych jako takich, a wręcz przeciwnie. Przepisy federalne, faworyzujące wielkie korporacje są powszechnie uważane za poważną przeszkodę w bogaceniu się, rząd federalny za pijawkę wysysającą pieniądze na głupie wojny oraz przerośniętą i nieefektywną biurokrację. Dawno temu był to pewien łącznik- dziś raczej jest to raczej pożywka dla separatyzmów.
Pozostaje dolar. Bardzo ważna rzecz. Dzięki statusowi waluty rezerwowej świata pozwala żyć Amerykanom mocno ponad stan, eksportując inflację i żyjąc na koszt reszty świata. Dopóki to będzie trwać, nie ma realnego powodu nic zmieniać. A dolar łaczy się dość dokładnie z US Army- gdyż oczywiście bezkarnie (w miarę) drukowane dolary idą w swej dużej części właśnie na utrzymanie tejże. I z drugiej strony, dzięki temu federalny rząd może utrzymywać tą potężną siłę militarną będąc światowym żandarmem. Ale te dwie rzeczy są doskonale powiązane. Kiedy przyjdzie rachunek za druk (a w końcu przecież musi przyjść), to na armię pieniędzy też zacznie brakować. Kiedy dolar utraci rolę (a przynajmniej wyłączność) waluty rezerwowej, wtedy zacznie się poważna inflacja w USA (inflacja i to wyraźna już jest- choć w statystykach jej nie widać- pewnie staniały parowozy...)
Tak, czy inaczej- zaraz po dolarze musi się zawalić amerykańska machnia wojenna. A przynajmniej federalna. Bo pamiętajmy o pewnym drobiazgu- poszczególne stany też mają własne siły zbrojne- w istotnej części oddane do dyspozycji rządu federalnego- ale na polecenie władz stanowych mogą wrócić z dnia na dzień. Z czego np. Teksańskie są dość poważne. A to akurat jest stan z bardzo mocnym poczuciem odrębności (można nawet powiedzieć, że narodowej), w miarę zdrową ekonomią i wystarczająco duży dla mozliwości samodzielnego funkcjonowania. Następna na tej liście jest Kalifornia (i razem z Kalifornią reszta zachodniego wybrzeża). Społeczeństwo tu jest zupełnie inne niż w pozostałych częściach Stanów, a na pytanie o tozsamość narodową najpierw się słyszy odpowiedź “Kalifornijczyk”, czy “Teksańczyk”, a dopiero potem “Amerykanin”. Niechęć do rządu federalnego jest potężna.
A od strony gospadarczo- militarnej: można jedynie napomknąć, że znaczna cześć (jak nie większość) przemysłu zbrojeniowego znajduje się właśnie w zachodnich stanach- i to tych najbardziej separatystycznych.
Oczywiście- zapewne po drodze przejdzie to jeszcze przez etap otwartego buntu. Może ktoś zarzucić, że jest to mało prawdopodobne. Dziś owszem- ale głównym elementem tradycji tego państwa jest właśnie bunt przeciw władzy. Dziś on także już trwa. Ruch w obronie konstytucji (moim zdaniem spoźniony o jakieś 100 lat) rozwija się dość prężnie. Ci ludzie jeszcze wierzą, że to ma sens I da się zrobić. W pewnym momencie przestaną I odwrócą się do rządu federalnego plecami- szukając nadziei na przyszłość w lokalnym rządzie i gospodarce.
Dopóki trwa dolar- wszystko zostanie jak jest, powoli staczając się w dół. Jak dolar w obecnej postaci zniknie- sytuacja rozwinie się zapewne bardzo szybko. A Niepodległa Republika Kalifornijska będzie naprawdę pięknym krajem.

4 komentarze:

Przemo pisze...

Z tymi wojnami po IIWS bylo tak, ze uzywalo sie rezolucji ONZ. Czyli wojny de jure nie bylo, to bylo wyslanie zolnierzy celem wprowadzenia w zycie rezolucji ONZ.

Co do wpisu - niestety obawiam sie, ze masz racje. Stany oprocz sciagniecia wojska wprowadza cla na granicach i wlasne waluty. I to bedzie koniec.

slomski.us

Anonimowy pisze...

Cóz ja twierdzę że w opisanej przez Ciebie sytuacji Alaskę zajmą Kanadyjczycy... po to by zapobiec wkroczeniu tam Chińczyków z Syberii ;-)
Brysio

Anonimowy pisze...

Jest o tym dosc ciekawa powiesc SF pt. "Dyscyplina" : )

Anonimowy pisze...

Konstytucja, to w gruncie rzeczy umowa - regulująca stosunki wewnętrzne w państwie - pomiędzy władzą i ludnością zarządzanego przez nią kraju. Jak każa umowa, jest ona tyle warta - ile siły za jej egzekucją stoi. Naprzeciw silnej (lecz niezbyt licznej)organizacji władzy państwowej stoi liczne, lecz słabo zorganizowane społeczeństwo. Jak się wydaje, dziś domeną władzy jest rozpraszanie - atomizacja samoorganizacji społeczeństw - co pozwala tejże traktować wselkie "umowy" podobnie jak te zawierane z plemionami indian amerykańskich. W takim ujęciu konstytucja to tylko zapisany świstek papieru z treścią odnoszącą się do bytów wirtualnych, nie mających odniesienia w rzeczywistości. Nie rozdzierałbym szat nad lichością jej zapisów, lecz nad powszechnym zanikiem więzi międzyludzkich tworzących lokalne "sieci", które były w przeszłości jedyną realną siłą zdolną przeciwstawić się depotii. Warto się zastanowić nad przyczynami tego zjawiska.