Przyspieszenie- updated

Stoimy na skaju przepaści, ale teraz zrobimy kolejny duży krok do przodu. Kryzys się stabilnie rozwija, według normalnego scenariusza i w zwykłej kolejności wypadków- bańka spekulacyjna, zapaść kredytowa, fala bankructw i rosnące bezrobocie, deficyty budżetowe wymykające się spod kontroli. Przed nami jeszcze systemowa zapaść bankowa i/lub hiperinflacja, wojny walutowe i celne, a na koniec oczywiście ogólnoświatowa awantura. Scenariusz zupełnie normalny, nie pierwszy raz przerabiany. Ale- ostatnimi dniami wydarzyło się kilka rzeczy wskazujących na zadziwiające tempo rozwoju wydarzeń- właściwie jest o tym artykuł w Rzeczypospolitej, ale ja sam mam nieco do dodania.
Po pierwsze- problem przebija się do mainstreamu. Powoli, ale wyraźnie wszyscy zaczynają sobie zdawać sprawę, że to początek kryzysu, a nie żaden koniec. Za to znacznie poważniejszą sprawą jest pomysł paru francuzów wysadzenia banków w powietrze. Nie dosłownie- to by im nie zaszkodziło- ale paneuropejskiego runu na banki 7 grudnia 2010. Akcja nie wygląda na dużą- ale w mojej ocenie zasiali ziarno. Jeśli nie tym razem, to wyjdzie następnym. Ktoś inny to wymyśli, albo po prostu tłum spanikuje. I to będzie koniec zabawy na długo. Jeden bank da się uratować, albo wypłacić gwarantowane depozyty- po upadku systemu już się nie da.
Oczywiście później oczekiwane są następne fazy kryzysu i tutaj mamy powoli dobiegające informacje o przyspieszających zbrojeniach w Chinach i dość alarmującą o informację o rakiecie wystrzelonej u wybrzeży Kalifornii. Pentagon twierdzi, że to nie ich- pozostaje w praktyce chińska. Oczywiście amerykańskie władze mogą kłamać, aby ukryć przypadkowe wystrzelenie pocisku lub coś w tym stylu- i raczej miejmy nadzieję, że tak jest. W przeciwnym wypadku oznacza to demonstrację siły jakiegoś potężnego wroga USA. To już przestają być żarty...
Jak dotychczas udawało mi się dość dobrze przewidywać rozwój wypadków i mocno niedoszacowywać ich tempa. Mimo wszystko miałem nadzieję na około 10 lat spokoju, aż ktoś znajdzie pomysł rozwiązania kryzysu przez zbrojenia finansowane długiem i rozwiązanie problemu długu przez atak na wierzycieli. Przyspieszenie, na każdym kroku.
Update:
W ten piękny ciąg wydarzeń aż za dobrze wpisuje się dzisiejsza strzelanina na Płw. Koreańskim. Polskie media zaczęły nieco histeryzować- sprawa wbrew pozorom, nie jest tak poważna. Choć to ponoć pierwsza strzelanina artyleryjska na lądzie od 1953. Na mój gust tym razem jeszcze się rozejdzie po kościach. Lepiej przygotowane niż w mainstreamie informacje tu

48 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Maczeta - cenie sobie Twoj blog, moze jeszcze nie finansowo ale na dobrej drodze :)
Natomiast mam pewne pytanie - otoz czytam sobie rozne blogi, takze Agepo itp - generalnie o tym ze bedzie fatalnie. I musze przyznac, ze mnie to przygnebia. Czy Ciebie rowniez? Czy masz jakis horyzont czasowy, w ktorym planujesz obecne dzialania przygotowujace? Czy nastawiasz sie ze to jutro...

Adam

Maczeta Ockhama pisze...

@ Adam
Przyznam, że ja też miałem ciężkie dni w momencie uświadomienia sobie kierunku wydarzeń. Potem się wziąłem do roboty. Horyzonty czasowe mam trzy: 1. intensywne przygotowania teraz dopóki wszystko z drobnych rzeczy jest tanie i relatywnie łatwo o pieniądze- razem z drastyczyi oszczędnościami w życiu i zabezpieczaniu oszczędności. Drugi- to zastanawianie się w którą stronę dalej iść i po załamaniu będę szukał okazji inwestycyjnych. I trzeci- jak, kiedy i gdzie szukać bezpiecznego miejsca na świecie. To pierwsze szacowałem na 2-3 lata, drugi etap na jakieś 5. Niestety mogę się mylić i zostało mniej czasu- stąd tytuł tego wpisu

Anonimowy pisze...

@Anonimowy
musze przyznac, ze mnie to przygnebia

Pogoda też czasami przygnębia, ale czy z tego powodu nie jesz obiadu, nie idziesz do pracy, tylko kładziesz się do łóżka i czekasz na śmierć?-)

Anonimowy pisze...

Panowie, dajcie mi fory :) nie kazdy jest takim madafaka, ze gdy kryzys go zaskoczy to wyciaga Parabellum i mowi "Nie ze mna te numery, Kryzys" lub bez zbytniego procesu myslowego wali Maczeta z gory i poprawia kopem, a potem wsiada na konia archeltynskiego i odjezdza do Kresowej Zagrody gdzie W.Majda prowadzi permakulturowy ogrod lesny i znowu ma dlugie wlosy (pzdr Wojtek):)
Nie zrozumcie mnie zle - ja rowniez wlasnie staram sie zabezpieczyc, bezczynnosc w takiej sytuacji to najgorsze rozwiazania. W mojej konkretnej sytuacji chodzilo mi bardziej o planowane ruchy na przyszly rok.
Dziekuje za odpowiedz, wlasnie o takie zdanie mi chodzilo. Musze powiedziec, ze tez tak mysle, ale zzera mnie strach, ze nie zdaze. Tyle jest do zrobienia..

Adam K.

Anonimowy pisze...

Niezawodna jest stara benedyktyńska dewiza ora et labora.

Domowy Survivalista pisze...

Adam K., ja to widzę tak:
* ciągłe oszczędzanie ile się da i gdzie się da,
* jednoczesne przygotowywanie zapasów żywności, wody i sprzętu na nagłe potrzeby (choćby na kilka dni czy dwa tygodnie),
* budowa albo kupno domu w bezpieczniejszej okolicy, jak najszybciej, w moim przypadku w przyszłym roku!
* wyprowadzka tam, stałe odcięcie związków z miastem (praca, dojazdy),
* budowa niezależności energetycznej i żywnościowej (ogród, kury, wierzba energetyczna).

crazyy pisze...

Najtrudniej jest zrobić pierwszy krok, a nim jest zrozumienie, że lepiej już było. Psychiczna zmiana nastawienia jest trudna i bardzo istotne jest utrzymanie pozytywnego nastawienia IMO. Świat się przecież z powodu kryzysu nie skończy, tylko będzie w nim trudniej żyć. Trzeba jak to słusznie napisał Maczeta nauczyć się oszczędzać na przekór kartom kredytowym i Providentowi. Zaplanować zmiany w swoim życiu, zadbać o swoje zdrowie. Ja dla przykładu od 2 lat nie posiadam żadnego długu. Jeżdżę starym autem, aż się rozsypie albo koszty napraw będą zbyt duże. Odkładam każdy zarobiony grosz. wbrew pozorom zmiana nastawienia psychicznego to najważniejszy, bo najtrudniejszy krok.

Anonimowy pisze...

Cóż, jak widzę wychodzę na kogoś kim nie jestem :) Chociaż chyba Gospodarz dobrze zrozumiał, o co mi chodzi. Nastawienie.. właśnie w tym sęk - bo jak każdy medal ma 2 strony. Skupiając się zbytnio (piszę ZBYTNIO) na oszczędzaniu, bo dobre czasy się skończyły i będzie tylko gorzej, nastawiamy się na nieszczęścia. I właśnie gubimy to pozytywne nastawienie o którym pisze crazyy - i ma zupełną rację! Pamiętacie Smerfa Marudę? Czasem sobie myślę, że zbytnio upodabniamy się do niego. To taka samospełniająca się przepowiednia - spodziewamy się najgorszego, więc niby co mielibyśmy dostać!
Jeszcze raz piszę, zanim mnie tutaj rozszarpią - ja mam podobne zdanie jak Gospodarz! Czytam wszystkie Wasze blogi! Bimber piję z Sołtysem z musztardówki (też mi najlepiej smakuje). Też staram się przygotować! Tylko choćby nie wiem jak się starać, trudno zachować pewien wymagany optymizm gdy człowiek zda sobie sprawę, że tak naprawdę żadne przygotowania wiele nie pomogą, jeżeli dojdzie do takiego rozwoju wypadków, jaki sobie symulujemy. W zasadzie lepiej, gdyby nie doszło do nich - bo ŻADNE przygotowania nas nie uratują. Rozwinięcie dylematy Kassandry, co Gospodarzu? Mogą spowodować tylko, że mniej dostaniemy po d...Można sobie myśleć, że znajdę bezpieczne schronienie.. nieprawda. Szukam takiego. Jeżdżę sobie i szukam. I nie znajduję!! Gdy w skali świata większość ludzi nie będzie miała nic do stracenia, będziemy jak jedyny McDonald na dworcu kolejowym..nie ukryjemy się nigdzie. Jak myślisz, Domowy Survivalisto (Twój blog też czytam), co zrobi 1000 Twoich byłych sąsiadów, gdy będą głodni? Będą tak długo krążyć, aż znajdą w końcu Twoją bezpieczną kryjówkę. Przecież będziesz niedaleko od ludzi - w tym kraju najdalej od miasta oznacza kilka km. Co to kilka kilometrów, gdy od kilku dni nie jadłeś Ty i Twoja rodzina. Maczetą wszystkich nie załatwisz, he he :) Powiesz inny kraj.. pod warunkiem że Cię tam przyjmą, a gdy do nich przyjdzie kryzys nie zostaniesz tam na etacie polskiego żyda, który wszystkiemu jest winien. I właśnie świadomość ogromu zagrożeń i w sumie iluzorycznej możliwości "ucieczki" mnie przygnębia. Co nie znaczy, że załamuje.

Kończąc trochę mdły, dołujący i przydługi komentarz - zwracam się z prośbą o przemyślenie, czy przypadkiem w naszych rozważaniach o Peak Oil i końcu świata nie dominuje pesymizm - zdefiniował bym go jako realizm bez nadziei i woli znalezienia dobrego wyjścia.

Adam

Maczeta Ockhama pisze...

@ Adam
No to zmuszasz mnie do optymizmu :) Wrzucanie jajek do jednego koszyka może się skończyć źle. Żyć oczywiście należy- tu i teraz. Spodziewać się ogólnie gorszej przyszłości- niestety też. Co miejsca wyniesienia się- mając panamski paszport- do Panamy zawsze się wyjedzie. To już coś- w końcu o tym też piszę.
A do pesymizmu- na politykę żadnego wpływu nie mam i realnej możliwości przystosowania całego kraju też nie- pozostało mi dbać o siebie i najbliższych- jedynie ten blog jest odrobiną altruizmu.

Anonimowy pisze...

Maczeto.
W ostatnim komentarzu napisałeś o altruizmie. Chciałbym żeby było więcej takich osób jak Ty i inni blogerzy (Hans i inni). Szczerze Wam dziękuję za to co robicie. Staram się namawiać znajomych na to, żeby czytali takie blogi i co najważniejsze ... otwarli oczy. Niestety nawet to nie jest łatwe. O mały włos dałbym się podprowadzić w kredyt na górce mieszkaniowej (ale na szczęście myślałem o złotówkowych). Decyzję zmieniłem, gdy zacząłem szukać informacji o cyklach na rynku mieszkaniowym i cyklach w gospodarce w ogóle. Stwierdziłem, że nie WOLNO zadłużać się tak jak kilku moich znajomych. Ale w czasie tych poszukiwań zacząłem natrafiać na Wasze blogi. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że idę w dobrym kierunku. Po tym doświadczeniu wiem jedno, że nie jest łatwo iść pod prąd. Przy całej tej tresurze, nacisku zewnętrznym (postępowaniu 99,99% ludzi), kreowaniu szkodliwych postaw, systemu wartości i pseudo-autorytetów, czyli ogólnym praniu mózgu, trzeba się otrząsnąć. Z tym że większość ludzi, którzy nie mają za sobą procesu myślowego, który zaszczepi w nich inne spojrzenie na ten świat i przede wszystkim doprowadzi do stwierdzenia, które można ująć w takich słowach, jak np.: "coś tu q... śmierdzi" - to NIE da im nic czytanie takich blogów. Będą wyśmiewać ten: "katastrofizm", "spiskową teorię dziejów", "oszołomstwo" etc. Mam nadzieję, że nie zwątpicie w tym co robicie. Będą ciągle tacy, którzy potrzebują uświadomienia sobie, że po połknięciu czerwonej pigułki idą jednak w dobrym kierunku. Zwątpienie jest czymś normalnym, ale mając takich przewodników jak Wy, raz obrany kierunek otworzy im oczy na świat. Nie chciałem by zabrzmiało to zbyt patetycznie. Jeszcze raz DZIĘKUJĘ.
Krzysztof

Anonimowy pisze...

Do Anonimowego
Masz rację - chodzi o tego McDonalda Maczety i Hansa. Swoją drogą w dyskusji pod poprzednim wpisem o lasach natrafiłem na "panikę2008", który nijak nie potrafił zrozumieć tego, co tak ładnie ująłeś jako "McDonald". Lasy prywatne w erze kryzysu ? Być może ostatnie miejsce spoczynku właściciela lasu. Pozdrawiam.

Azzie pisze...

W naszej peakoilowo finansowo apokaliptycznej blogosferze dominuje poglad jaka to wies idyllyczna i ze tam znajda spokoj w swiatowej zawierusze. Wrecz momentami u niektorych widze poczucie wyzszosci nad tymi z miast, glupimi, skazanymi na zaglade...

Po pierwsze to pewnosc posiadania ziemi jest iluzoryczna: ilez to razy ludzie byli z ziemi wypedzani, upanstwawiani albo mordowani aby przejac ich wlasnosc. Smiejecie sie ze mieszkania w bloku nikt nie bedzie chcial: byc moze, ale w takim razie przynajmniej nikt go nie zabierze. A ziemia rolna, jesli bedzie tak cenna, to jaki problem jednym podpisem cala upanstwowic? I z pana na wlosciach zostaniecie w najlepszym wypadku robotnikiem na swojej bylej posiadlosci...

2. Tak czesto padaja linki do Farfala i jego bloga o Argentynie, ze w miescie bedzie taki terror i przestepczosc. Czy na pewno czytaliscie go dokladnie? Farfal pisal co sie dzieje na wsiach i zdecydowanie poleca jednak miasta...

3. Jak swiat swiatem a historia historia to zawsze chlopi byli najnizej w hierarchi spolecznej, najbiedniejsi, najbardziej ciemiezeni. Chyba tylko tak opluwana przez Was Unia po raz pierwszy dala dobrobyt chlopom, dzieki znow tak mocno opluwanym doplatom. Liczycie na wzrost cen zywnosci: na pewno tak bedzie, ale nie liczcie ze ktokolwiek pozwoli Wam sie na tym wzbogacic. Tak krytykowana demokracja dopieszcza chlopow aby zdobyc ich glosy. Upadek UE, upadek demokracji to upadek znaczenia chlopstwa w spoleczenstwie...

Takze wybaczcie, ale ja jednak posiedze na obrzezach miasta, z dala od zawieruchy, ale jednoczesnie na tyle blisko zeby miec jakakolwiek szanse w gospodarce na cokolwiek innego niz uprawianie swojej (oby) ziemi.

Na koniec mala prosba: prosze nie odbierac tego wpisu jako ataku na konkretne osoby, jedynie chcialbym zwiekszyc plularizm opinii w tym temacie :) Pozdrawiam

Maczeta Ockhama pisze...

@ Azzie
Bardzo słuszna uwaga- choć w istocie bardziej do środowiska "peakoilowców" niż do mnie. Nigdy nie polecałem tu (ani nigdzie indziej) drobnej roli jako sposobu na przyszłość. Wieś zawsze miała mniej pieniędzy- bo one były w miastach- ale też (prawie) zawsze miała dość żywności dla siebie. Proporcje zaludnienia między miastem a wsią się zapewne zmienią. W Argentynie 2001 sytuacja była nieco inna- znikły pieniądze, ale mechanizacja i przemysł zaczęły gwałtownie rosnąć- głównie w BuA. Teraz się spodziewam odwrotności.
Pluralizm jest mile widziany- a uwagi bardzo słuszne

Azzie pisze...

Maczeta Ockhama:
Absolutnie nie kierowalem do Ciebie, bardziej po prostu w eter ;)

Sprowokowal mnie jedynie Adam swoimi watpliwosciami.

Wprawdzie jestem przekonany co do slusznosci zarowno teorii peak oil, jak i nieuchronnosci upadku systemu fiat money, o tyle staram sie podchodzic do problemu w miare bezstronnie (o ile czlowiek moze byc bezstronny) i pare byc moze ciekawych spostrzezen sformuowalem...

Moze kiedys wysmaze cos dluzszego i nawet ktos zgodzi sie ugoscic moj wpis na swoim blogu ;)

Maczeta Ockhama pisze...

@ Azzie
Nie przypisuję sobie monopolu na mądrość. Jestem przekonany o nadchodzących ciężkich czasach i co chwile widzę kolejne sygnały, którymi też się dzielę- a co do wpisu zapraszam. Jeśli będzie dobry- znajdzie swoje miejsce tu lub na agepo.pl- zależnie od tematyki

Wojciech Majda pisze...

@Adam

Oczywiście sami świata nie zbawimy. Możemy sprawić, że nam i naszej rodzinie będzie lepiej.

Głód w sensie, że nie będziemy mieć wystarczającej ilości kalorii by się wyżywić (przynajmniej w Polsce) nam raczej nie grozi. W najgorszym wypadku będziemy jeść więcej ziemniaków a mniej sałaty, bananów i mięsa.

cedric pisze...

" budowa niezależności energetycznej"

http://podatki.wp.pl/kat,70482,title,Za-zuzycie-energii-zaplacisz-akcyze-nawet-jesli-wyprodukowales-ja-sam,wid,12880472,wiadomosc.html

Anonimowy pisze...

Cieszy mnie, ze kogos sprowokowalem swoim komentarzem. Pozdrowienia dla Czytajacych :)

Maczeta - w jaki sposob masz zamiar dostac sie do Panamy, gdy skonczy sie ropa? Poniewaz nie beda lataly samoloty, musisz miec mozliwosc dotarcia do najblizszego portu (jak?), tam zacumowana wlasny jacht (zaglowy), umiejetnosci pozwalajaca na przeplyniecie tego dystansu i zapasy na podroz. No i duzo szczescia, zeby ci tego po kolapsie nie rozkradli. Lub zakladasz, ze dasz rade zrobic to wszystko zanim sie wszystko popsuje.
W takich rozwazaniam czesto widze pewien blad w mysleniu - i w sumie myslenie zyczeniowe. Otoz zakladamy, ze poniewaz sadzimy ze wiemy co sie stanie, przygotowlaismy sie, to swiat potoczy sie w takim kierunku. A jesli nie? Sluszna uwaga powyzej o przejeciu ziemi. Byly takie sytuacje w naszej przeciez nie najdalszej historii - i wtedy caly misterny plan mozna o kant potluc. I co wtedy? Zostanie jedynie to, co robi zwykle McGywer - znalezc inne rozwiazanie. Ale z nastawieniem "zamkne sie w bezpiecznym schronieniu" to sie nie uda. Bo bezpieczne schronienie w Panamie tez moze sie popsuc...przeciez to nie jest kraj idiotow, tez maja taka wiedze jak my. Co za problem zrobic dekret, ze nie wpuszczamy tych, ktorzy paszport dostali np. 5 lat wstecz. Nie takie rzeczy dzialy sie na swiecie. Jaki masz plan awaryjny, gdyby okazalo sie ze plan ratunkowy nie wypalil? A jak nie wypali plan awaryjny? I nastepny plan awaryjny?

Jeszcze raz zwracam uwage na sens, ktory chce przekazac - trzeba sie przygotowac, ale takze spodziewac sie niespodziewanego - a w takiej sytuacji tylko improwizacja pomaga. Ale tylko tym, ktorzy maja wole zeby wygrac. A my skupiamy sie na tym, jak bedzie gdy przegramy.

Maczeta - pisales o paszportach. I to bylo rozwiazanie problemu! Ale wlasnie dawno nic takiego nie pisales.. (:
Adam

Maczeta Ockhama pisze...

@ Adam
Do paszportów wrócimy :)
Pewnie że nie wiadomo co będzie. A samoloty jeszcze długo będą- tylko droższe. W razie czego umiejętności potrzebne na jachcie na Atlantyku mam :) I pozostałe możliwości też. Choć to akurat rozrywka.
I tak- przy założeniu dużych problemów na horyzoncie, zakładam bardziej optymistyczny scenariusz. Teoretycznie jutro może wybuchnąć wojna atomowa- i wszystko w cholerę...
Nie zakładam, że wiem co się stanie- przynajmniej w całości. Częściowo rzeczy są łatwe do przewidzenia. Wiadomo, że pewne zawody w których pracy już gwałtownie ubywa- potem zaczyna się wojna o stawki i bezrobocie. Po co się upierać i walczyć o resztki tortu jak można zmienić podejście szybciej niż pod mostem? O tym myślę. Zapasy plecaki, itp. to bzdety- umiejętności, które można sprzedawać w permanentnym kryzysie- to jest to.

cedric pisze...

Najlepszą receptą na kryzys jest posiadanie praktycznego , potrzebnego zawodu . Wielu Żydów np.przetrwało Holokaust bo znali się na mechanice . Nawet w Czasach Ostatecznych jest zapotrzebowanie na dobrych fachowców.
W takich czasach dobrze jest mieszkać wśród sąsiadów o mocnym kręgosłupie moralnym , przygotowanych jak my na najgorsze , na których można liczyć i polegać . Rzeczywiście można spodziewać się utraty dorobku życia , delegalizacji oszczędności , opodatkowania rzeczy widzialnych i niewidzialnych .Ale jeśli w tej biedzie ma się wsparcie w rodzinie , znajomych , nieszczęścia są dzielone wespół w zespół , to można się z tym pogodzić . Ze wszystkich Peaks najgorszy jest moim zdaniem Peak Civilization . Najbardziej obawiam się obecnego rozwydrzenia i dziczy , wojny wszystkich ze wszystkimi o wszystko . Głód , niedostatek przy tym nie są końcem świata . Wg przepowiedni świętych KK ma to potrwać ok. 3 i pół roku . Można się z tego śmiać , szydzić . Ale wielu prześmiewców chrześcijaństwa może trafić na drogę do Damaszku .

@ Adam
Pesymista to dobrze poinformowany optymista :)

P.S. Gdyby było zainteresowanie mógłbym napisać coś o zastosowaniu złota i srebra w medycynie . Dużo nowości , moich przemyśleń i obserwacji .

Maczeta Ockhama pisze...

@ Cedric ad P.S.
Zainteresowanie jest

Anonimowy pisze...

Jeśli ktoś taki jak ten "niezależny ekspert" z rp zaczyna nadawać takim tekstem(zamiast siedzieć głęboko pod stołem i donośnie odszczekiwać ostatnie dwadzieścia kilka lat...), to znaczy że sprawy rzeczywiście nabrały jakiegoś nieprawdopodobnego przyśpieszenia.
Zauważcie że ten koleś(a nie jest to ktoś kogo kompetencje bym kwestionował, chodź intencje jak najbardziej) pisze o totalnym kolapsie w perspektywie 2-3 lat.
W takiej perspektywie szans na np.drugi- latynoski paszport to już raczej nie ma, ale zawsze można jeszcze kupić trochę musztardówek,cukru oraz kur i królików(bo rozumiem że wobec takiego scenariusza ich widok na miejskich balkonach będzie czymś powszechnym)tudzież nauczyć się różnych pożytecznych umiejętności, np. sztuki pędzenia bimbru.
No chyba że jest w tym tekście jakieś drugie dno(to a propos tych intencji), ale je mógłby rozszyfrować tylko ktoś tak biegły w pracy szpiegowskiej jak J-23...
tatarsf

Maczeta Ockhama pisze...

Generalnie zakładam, że najmądrzejszą rzeczą, jaką mógł zrobić mieszkaniec Europy w 1938 r. to wyjechać do Ameryki Łacińskiej (lub jeszcze lepiej Brazylii), a niemiecki Żyd kilka lat wcześniej. Wydaje się, że znów ten sam region jest najlepszym pomysłem. Umiejętności i wiedza z mechaniki, elektroniki, itp. są na pewno znacznie lepszym pomysłem niż np. prawo. W razie wrogiego totalitaryzmu, jak historia uczy- ja sam jestem na pierwszej liście do odstrzału. Wolę się na tej liście znaleźć z adnotacją "miejsca zamieszkania nie ustalono"
A poza tym całość uwag Cedrica warta przeczytania jeszcze raz i przemyslenia

Viking pisze...

@Maczeta
"Generalnie zakładam, że najmądrzejszą rzeczą, jaką mógł zrobić mieszkaniec Europy w 1938 r. to wyjechać do Ameryki Łacińskiej (lub jeszcze lepiej Brazylii), a niemiecki Żyd kilka lat wcześniej."
Łatwo powiedzieć z perspektywy czasu. Nie sądzę, żeby wtedy ludzie mieli świadomość tego co może się stać.
Podobnie teraz, wielu uważa, że się jakoś ułoży, że kryzys nie przerodzi się w zawieruchę wojenną.

Viking pisze...

http://www.benchmark.pl/aktualnosci/Chiny_na_18_minut_porwaly_internet-31847.html
Bazowanie na łączności internetowej w czasie kryzysu może zawieść (telefonia IP, sieci komórkowe). Może się okazać, że telefon stacjonarny z TPSA to całkiem dobre rozwiązanie.

Maczeta Ockhama pisze...

@spekulancik
Niektórzy mieli. Już wiosną 39 o wojnie mówiono powszechnie- choć oczywiście w głównych mediach i rządowej propagandzie w stylu "żadnej wojny nie będzie, a jeśli to nie oddamy nawet guzika". Kto uwierzył ten został (większość), kto nie wierzył- ten jeszcze mógł naleźć durnia który od niego kupi majątek i wyjechał.
Jak zobaczę na onecie tekst "premier powiedział, że żadnej wojny nie najeży się spodziewać" to raczej opuszczam na jakiś czas nasz piękny kontynent
A tekst pod linkiem w istocie niepokojący. Niepokojące jest też to, że to informacja sprzed miesięcy i sytuacje rzeczywiście się zaostrza cały czas

Unknown pisze...

witam zmartwil mnie wpis: "Umiejętności i wiedza z mechaniki, elektroniki, itp. są na pewno znacznie lepszym pomysłem niż np. prawo."

gdyz jestem studentem prawa. Co radzicie mi teraz zrobic? rzucac to jak juz tyle lat i sil poswiecilem na nauke?

Viking pisze...

@Grzegorz
Nie przesadzaj. Równie dobrze można zaciągnąć się do wojska lub wstąpić do NSR, by nauczyć się obsługi broni, albo pójść do szkoły rolniczej by zostać rolnikiem.

cedric pisze...

gdyz jestem studentem prawa. Co radzicie mi teraz zrobic? rzucac to jak juz tyle lat i sil poswiecilem na nauke?

Naukę chińskiego , w najgorszym razie trafisz do białego wywiadu

Anonimowy pisze...

@Grzegorz
Studia i ogólnie cały system edukacji jest po to, aby masy nauczycieli, wykładowców itp. mieli pracę. Czy rzuć to w cholerę? Jeżeli masz coś sensownego do roboty to myślę, że warto zastanowić się nad rzuceniem tych studiów. Jeżeli nie masz nic sensownego do robienia, to radzę zacząć szukać (uczyć się) czegoś. Studia nie są jakoś specjalnie czasochłonne więc spokojnie połączysz studiowanie z prawdziwą nauką życia. Nauki ścisłe czy humanistyczne to takie same bagno, szkoda na to życia. Ja studiów nawet nie zacząłem, przez 5 lat gdy moi znajomi z liceum studiowali, ja zgromadziłem ok. 700tys. zł i nauczyłem się i ciągle uczę ciekawych rzeczy, które wciąż procentują, a geniuszem nie jestem i nie byłem. Nie ukrywam, że masz trudniej niż ja, im człowiek starszy tym większe ma opory. Nie znam dokładnie Twojej sytuacji, ale prawo to bardzo specyficzny kierunek, gdzie bardziej liczą się znajomości niż samo skończenie studiów. Jeżeli masz możliwość zrobienia aplikacji i załapania się do jakiejś kancelarii to myślę, że warto kontynuować studia.

Maczeta Ockhama pisze...

@ Grzegorz, anonimowy
Dziś akurat się relatywnie łatwo dostać na aplikację- przynajmniej znajomości nie są do tego specjalnie potrzebne (chyba, że ktoś jest kompletnym głąbem). Ciągle trwa mit bardzo dochodowego zajęcia, rynek się zapycha i przekroczył już stadium bańki. Nawet bez kryzysu to nie jest dobry pomysł. A z doświadczenia danego wiekiem- niestety Anonimowy (BTW- proszę o podpisy!!!) ma rację. Nie licz na karierę prawnika- nie warto. Przy dobrym rozwoju rynek wchłonie obecnych aplikantów i absolwentów za 10 lat. Przy tylko braku rozwoju- nigdy. Ale jak nie masz lepszego pomysłu- to zacznij od drobiazgów- jeśli będziesz potrafił zrobić szafkę w domu, to już coś i to serio- cenniejszego niż umiejętność natychmiastowej odpowiedzi na pytanie czy judykatura dopuszcza stosowanie skargi pauliańskiej w postępowaniach podatkowych.

Anonimowy pisze...

Dlaczego myślicie o wyjeździe. Polska będzie w miarę bezpiecznym miejsce w czasie tej zawieruchy. Problemy gospodarcze doprowadzą do odrodzenia nacjonalizmu, więc los emigranta jest przesądzony. Nigdzie nie będzie można utrzymać obecnego poziomu życia cywilizacji. Natomiast rzesze Polaków z różnych emigracji powinny wracać do ojczyzny, bo tutaj ich byt fizyczny nie będzie zagrożony.
Krzysztof

Unknown pisze...

a na co mi sie przyda robienie szafki jak będzie taki kryzys jak mowicie? kto wtedy bedzie szafki kupowal?

anonimowy na czym mozna w polsce uczciwie w 5 lat zarobić 700 000 zł jesli sie nie mialo kapitalu na start(no bo skad?), wiedzy biznesowej (no bo skad?) i nie jest sie geniuszem?

Daimyo pisze...

Ferfal opisuje co lepsze - rzemiosło czy biznes w czasie kolapsu w Argentywnie:
http://ferfal.blogspot.com/2010/10/skills-and-making-money-after-collapse.html

Zdecydowanie posiadanie biznesu. IMO nie przeszkadza to w znaniu się na rzemiośle w którym działa ten biznes, czyli szewc handluje materiałami dla szewców, ogrodnik nasionami, motykami itp. Daje to przewagę. Zresztą zawsze lepiej być młodym, bogatym i wyuczonym w zawodzie niż starym, biednym i bez zawodu...

Boungler pisze...

Witam wszystkich,
wtrące swoje 2 zdania. Myślę że dużą rolę będą pełniły osoby o konkretnej specjalizacji. Jednak nie takiej jaką dała im nauka lecz takiej w której mają dużo doświadczenia. Osoby rzeczowe i z umiejętnościami staną się bardzo cenne. Nie mówię że będą pracowały w zawodzie - ale jednak ich wartość bardzo wzrośnie. Już dzisiaj do pracy szuka się ludzi którzy mogą z miejsca coś robić a nie wgryzać się w temat aby nabrać rozpędu do pary w firmie.

Maczeta Ockhama pisze...

@ Grzegorz
Zarobić można... Wystarczy nie dać się ogłupić wyścigowi szczurów.
@ WM i Bougler
Zgadza się- wystarczy patrzeć z uwagą na to co dzieje się dziś i zwyczajnie przewidywać pogorszenie się sytuacji. Uczyć się i myśleć- ale generalnie przedmioty materialne zyskają większą wartość relatywnie do wszelkiego rodzaju doradztwa i usług niematerialnych

Unknown pisze...

co rozumiesz i sugerujesz przez nie danie sie oglupic wyscigowi szczurow?

Maczeta Ockhama pisze...

@ Grzegorz
Po prostu- myśleć inaczej niż tłum i ... mieć rację.

Anonimowy pisze...

Grzegorz, przepraszam za to co napisze, ale z takim podejsciem jakie masz to Ty biznesu nie zrobisz - i wcale nie mam na mysli "nieuczciwosci". Same problemy wynajdujesz, i to ze strachu. Na plus mozna zaliczyc, ze jestes tutaj - to juz daje Ci znaczna przewage.

Adam

Anonimowy pisze...

@spekulancik, Maczeta
Podobnie teraz, wielu uważa, że się jakoś ułoży, że kryzys nie przerodzi się w zawieruchę wojenną.

W mojej opinii jeśli dojdzie do wybuchu wojny, to obejmie ona cały świat i oznacza, że w zasadzie nie ma gdzie uciekać.-) Najlepiej jest pozostać w gronie rodziny i przyjaciół. Ucieczka do kraju, gdzie nie zna się dobrze języka, to raczej przepis na kłopot.

Co do miasta i wsi, to jak komu wygodniej - albo mieszkasz na wsi i masz dobry kontakt z miastem, albo mieszkasz w mieście i masz dobry kontakt ze wsią. To są naczynia połączone.

Ewa Sey pisze...

Ucieczka, zabezpieczenia itp. dobre są, nawet jeśli mają się z przeznaczenia komuś nie powieść. Aktywność lepsza od bierności. Wiara od depresji. Są rzeczy, których pod uwagę wziąć nie potrafimy, bo jeszcze się nie narodziły.
Abstrahując od tego, co może się wydarzyć, a co się wydarzy, to warto wziąć pod uwagę sprawę, która jest całkowicie możliwa i prawdopodobnie przygotowywana, jako "sposób na McDonald".
Zaraza, kordony wokół zarażonych miejsc i miast, zamknięcia przestrzeni, granic. Dżuma Saint-Exupery`ego.
Wysadzenie "źródeł trucizn", jako broń w celu unieruchomienia i lokalnej zagłady (p. wypadek na Węgrzech).
Tyle.
Ci, którzy przetrwają ten syf nie tylko będą inaczej myśleli, niż my teraz, ale nie będą pragnąć zbędnej do u-życia mamony przemysłowej. Przetrwają tylko solidarni i outsiderzy. Moim zdaniem...
Ewa S.

aaa pisze...

Maczeta, ad "przedmioty materialne zyskają większą wartość relatywnie do wszelkiego rodzaju doradztwa i usług niematerialnych", no wiesz, najsilniej jednak od lat rosną zarobki w IT... szczerze: nie zauważyłem, żeby cokolwiek materialnego rosło szybciej, niż moja pensja od 5-7 lat, wtedy się zaczęły wyścigi w podwyżkach w firmach. To są realia potwierdzane przez wszystkich moich znajomych i wszystkie statystyki, jakie widziałem.

Unknown pisze...

anonimowy 90% firm w 5 pierwszych latach dzialalnosci bankrutuje
jak masz papier wartosciowy na ktorym na 90% stracisz inwestujesz w niego?

Wojciech Majda pisze...

@Grzegorz
To w takim razie załóż kilka firm... Ja już mam 3 za sobą (mam 24 lata), choć miałem je seryjnie a nie jednocześnie. 2 pierwsze nie wypaliły rzeczywiście, ta aktualna zapowiada się dużo lepiej...

Na początku bądź jak przyczajony tygrys i ukryty smok jeżeli chodzi o sprawy podatkowo-zusowe. Jak się okaże, że jest potencjał, to sprawy "legalizujesz". Zresztą chyba studenci mogą w jakichś inkubatorach przedsiębiorczości zakładać, więc łatwiej i taniej mają.

Jest też szeroko pojęty internet, różne programy partnerskie. Możliwości są - trzeba jednak popracować, niekoniecznie ciężko, ale sprytnie na pewno.

Unknown pisze...

programy partnerskie to zwykla akwizytorstwo w internecie wciskasz ludziom produkty mocodawcy
ludzie nie chca kupowac wiec ciezkie to i malo dochodowe
a co do firmy to nie mam pomyslu zadnego na biznes

Maczeta Ockhama pisze...

@ Grzegorz
Prosta rada- próbuj różnych rzeczy, jeśli jeszcze nie wiesz- może uda ci się trafić na coś co ci się podoba. I unikaj modnych pomysłów. Każda firma to w większości handel- a sformalizowana to jeszcze biurokracja. Coś ludzie zawsze będą kupować- a na właściwie zrealizowanym pomyśle jak dostarczać im taniej coś co jest niezbędne do życia chyba jeszcze nikt nie stracił. Nawet w najgorszych czasach

Wojciech Majda pisze...

I co w tym złego, że to zwykłe akwizytorstwo? Masz złe podejście - to nie polega na wciskaniu rzeczy, tylko uświadamiasz klientom, że potrzebują danego produktu/usługi.

Dlatego, że stosunkowo trudno jest człowieka przekonać do zakupu produktu to dostaje się prowizje. Plusem jest to, że poza czasem to mało co ryzykujesz, niskie/zerowe koszty wejścia. Są ludzie, którzy całkiem nieźle na tym żyją. U mnie np. partner dostaje od 20 do 40% tego co zapłaci mi klient. Mało to?

Anonimowy pisze...

Do Wojciecha M. ...
Czy mało ? Nie - dużo. Pytanie jest inne... Czy klient akwizytora zdaje sobie sprawę, iż ów "cudowny produkt" jest mu: w istocie zbędny, po drugie - nie spełnia "norm", o jakich akwizytor zapewnia.
Ps Winić akwizytora ( że chce zarobić ) ? Ależ skąd... Lepiej tzw. "system" ( to pozwala zachować własne dobre samopoczucie akwizytora )... Czy akwizytor "jest winny" ? Ależ skąd... A dla zdoroworozsądkowych - jak myślicie, co w normalnym społeczeństwie ( z bronią etc. ) - stałoby się ( prędzej czy później ) z akwizytorami produktu "ala" produkt z "Say, say..." M. J. & Poul McCarney ) ?