Destrukcja długu

Nadchodzące i już powoli rozpoczynające się zdelewarowanie całej światowej gospodarki jest w obecnej sytuacji rzeczą oczywistą jak przyciąganie ziemskie. Pytanie podstawowe w jaki sposób ono nastąpi. Jesteśmy właściwie na uncharted waters – bo takiej sytuacji w ogólnoświatowej ekonomii jeszcze nie było. Najbardziej zbliżona do dzisiejszej relacja długu do aktywów na ogólnoświatową skalę była na przełomie lat 20- tych i 30- tych, ale wtedy jeszcze funkcjonowała złota kotwica (bo już trudno było to nazwać klasycznym standardem złota – pieniądz był głównie papierowy). Jedna jeszcze uwaga – zadłużenie państwa jest tylko jednym z elementów. Tak naprawdę ważne jest łączne zadłużenie wszystkich podmiotów w stosunku do dochodów – państwa, przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. A jeszcze ważniejsza jest proporcja zadłużenia w walutach obcych
Ale przechodząc nad skalą problemu do porządku dziennego- z takiej sytuacji możliwe są następujące wyjścia:
  1. Zaciskanie pasa- ogólne, w całej ekonomii większe spłaty pożyczonych pieniędzy, niż zaciąganie nowych długów. Możliwe do realizacji w wypadku lokalnego lub regionalnego kryzysu zadłużenia, ponieważ łączy się ze spadkiem wartości waluty i wzrostem eksportu. A także wyraźnym obniżeniem poziomu życia. Później następuje z powrotem wzrost – na lepszych fundamentach.
  2. „wyrośnięcie z długu”. Długi co prawda zostają w nominalnie zbliżonej wartości, lub nawet rosną, ale gospodarka lub nasze dochody rosną szybciej i relatywne obciążenie długiem i jego obsługą jest coraz mniejsze. Piękna sprawa – zdarzała się dzięki odkryciom złóż ropy lub nagłemu uwolnieniu gospodarki, czy wyjściu państwa z chaosu.
  3. Zinflacowanie długu. Czyli po prostu spłata właśnie wydrukowaną kasą. Opcja dostępna tylko dla rządów, zadłużonych głównie we własnej walucie – wskazany długi średni termin zapadalności obligacji.
  4. Defaut – czyli niewypłacalność. Na dużą skalę – rządów lub masowa w gospodarce. Zazwyczaj w wypadku państw zakończona restrukturyzacją i nowymi warunkami spłaty, umorzeniem części długu czy odsetek. W wypadku fali bankructw w gospodarce prawdopodobna jest zapaść sektora bankowego.

Któryś z powyższych scenariuszy, lub ich kombinacja musi wystąpić na skalę światową. Scenariusz nr. 4 w wersji zapaści sektora bankowego prawie wystąpił w USA w 2008 r. Widać było jak szybko się panika rozlała na resztę świata. Scenariusz nr 1, a znacznie bardziej 4 są realizowane obecnie wśród gospodarstw domowych w USA. Ale gołym okiem widać, że to po prostu nie wystarcza. Musi nastąpić scenariusz 4 na większa skalę – lub 3, a najprawdopodobniej kombinacja obu- zwiększy się fala niewypłacalności w gospodarce, a rząd będzie dalej tworzył inflację. Zwłaszcza, że Ben Bernake oficjalnie zwalcza scenariusz nr 1, którego objawem jest deflacja. Scenariusz na 2 na skalę USA, czy świata jest czystą abstrakcją, więc zostaje wysoka inflacja lub masowe bankructwa. Masowe, czyli porównywalne do początku lat 30- tych w tym banków oraz państw. W tym scenariuszu najcenniejszą rzeczą będzie po prostu gotówka – zwykłe pieniądze obowiązujące w danym kraju. To właściwie też oznacza deflację- tylko nie w japońskim stylu „straconych dekad” a nagły scenariusz argentyński W alternatywie jednakowo prawdopodobnej mamy druk pieniądza – kolejne lata obłędnych skoków kursów walutowych, wzrostu stóp procentowych (ale ciągle prawdopodobnie do poziomu poniżej inflacji) i generalnego przewartościowania dóbr trwałych i surowców. Wszystkich. Więc co do zakupów nadal fizyczne złoto i srebro jest relatywnie najbezpieczniejszym pomysłem – w wersji deflacyjnej sprzeda się je z relatywnie niewielką stratą. Tak czy inaczej, głównym problemem na najbliższe lata nie będzie zwrot z inwestycji, a realna ochrona oszczędności – a zarabianie tylko dla prawdziwych ryzykantów.
A który nastąpi w Polsce? Najprawdopodobniej restrukturyzacja rządowego długu, fala upadłości banków i dopiero potem inflacja- chyba, że do tego czasu coś się wydarzy na świecie. Na przykład pęknie bańka spekulacyjna na obligacjach USA – lub nie pęknie, ale publika zda sobie sprawę z tego, że jest to tylko monetyzacja długu. Albo w innej wersji – któreś z europejskich państewek jednak się wyłoży na amen i ruszy już niemożliwe do powstrzymania załamanie banków, albo jednak zostanie powstrzymane przez druk pieniądza i mamy inflację.
Stawiałbym bardziej na inflację w skali globalnej i tylko pojedyncze (choć liczne) niewypłacalności państw. Prywatni kredytobiorcy i tak się masowo wyłożą przy kolejnych podwyżkach stóp.

9 komentarzy:

Unknown pisze...

Jeżeli przyjąć równe prawdopodobieństwo dla wszystkich scenariuszy to z 75% pewnością należy się jak najbardziej zadłużyć na dobra trwałe a przede wszytkim ziemię która nas wyżywi w razie czego, a nie inwestować w złoto czy inne takie.
Najbardziej zadłużone są rządy, a więc Ci co kręcą pierdolnikiem i w ich interesie nie będzie promowanie scenariusza no. 1 bo grozi to ruchawkami nie mniejszymi niż w Grecji.
Więc pozostałym scenariuszom można zwiększyć prawdopodobieństwo ;)

Maczeta Ockhama pisze...

@ BartBK
W istocie - rozsądne zadłużenie się na dobra trwałe to zupełnie rozsądna strategia - ale na nieruchomości??? Teraz??
Najbardziej zadłużone nie są nawet rządy a "właściciele" nieruchomości, zwłaszcza mieszkalnych.
Scenariusz nr 1 jest zwykle dość łagodny- choć w istocie chyba nie tym razem. Przede wszystkim spadnie popyt na rzeczy zwykle kupowane na kredyt - zwłaszcza konsumpcyjne.

2jarek pisze...

@ BartBK Tylko jeśli dobra trwałe zdołasz ukryć przed wierzycielami i zadeklarować bankructwo nie jesteś państwem które może ogłosić niewypłacalność a kupione ciastko zachować
Więc znowu wracamy do fizycznego złota i srebra.
Fizyczne waluty gotówka - oskubie cię inflacja.

Maczeta Ockhama pisze...

Jeśli przewiduje się systemowe załamanie banków - to zaraz po, wszyscy będą potrzebować gotówki. To właśnie jest właściwy moment na przejście w dobra trwałe - bo zgadza się, potem ruszy inflacja. Zbankrutowany rząd nie będzie miał innego wyjścia jak druk gotówki - której zresztą będzie tragicznie brakować w obiegu. Fizyczne złoto i srebro jest trochę gorsze - bo najpierw trzeba je upłynnić, ale to jest przeważnie dość łatwe.

Anonimowy pisze...

Na scenariusz 2 raczej nie ma szans.Europa chyba probuje isc na lagodna 1.USA ucieka od 4 do 3.

Anonimowy pisze...

W perspektywie polskiej brakuje jeszcze wśród składników niedawno odkrytych przez Vincenta w 100 mld zł zadłużonych samorządów. Cóż za szok ... :-)

Maczeta Ockhama pisze...

@ Piotr34
Właśnie tak - a Polska idzie prostym kursem na 4, chyba że Belka zacznie drukować. W tej sytuacji powiem - oby zaczął i tak trzymać.
@ Anonimowy
Tak, a to nie koniec. Oficjalne zadłużenie samorządów to jedno, a trupy w szafach dużych miast (szacuję na bliskie równowartości oficjalnego zadłużenia) to drugie.

Unknown pisze...

@MO
Nie na nieruchomości, tylko na kawałek ziemi, którą bedziesz w stanie uprawiać. Nota bene produkcja żywności "lokalnie" będzie ze względu na drożejący transport się popularyzowała. Nawet jakby trzeba było wrócić do orania koniem ;)
@2jarek
nic nie chcę ukrywać i ogłaszać bankructwa. Jednak zarówno przy inflacji jak i "wyrastaniu" z długu wydaje mi się że coś materialnego będzie cenniejsze niż gotówka. Nie wiem co się będzie dziąło przy defaulcie bo moim zdaniem taka sytuacja to będzie niezła jazda. Ale przy defaulcie jest szansa że zadyma będize taka, że nikt się do ciebie po odbiór długu nie zgłosi.

Maczeta Ockhama pisze...

@ BartBK
1. Nawet jeśli chodzi o kawałek ziemi - liczmy jej cenę do produktywności. Na dziś wydaje mi się i tak skrajnie nieatrakcyjna - ale tego zupełnie nie jestem pewien - obiektywny wzrost wartości roli w ciężkich czasach jest prawdą, nie przebita jeszcze bańka też. Ja osobiście wolę płynne aktywa, a jeśli ziemię to latyfundium, które da niezły poziom życia. Uwiązanie do ziemi dla przeżycia mnie osobiście nie pociąga - ale to tylko moje własne zdanie.
2. Zgadza się- materialne i PŁYNNE - a ziemia taką nie jest. Przy defaucie najcenniejsza będzie gotówka - i patrząc na Islandię (niby jeszcze nie, ale prawie) i Argentynę, w istocie dłużnicy nie wyszli na tym tak źle, choć na początku spłata kredytów była prawie nierealna