Zawód (bez) przyszłości- bankier

Tradycyjną rolą banków była wymiana pieniędzy, pośredniczenie w ich przekazywaniu i gwarancje płatności w transakcjach handlowych, czasem pożyczki na poszczególne przedsięwzięcia handlowe. I to mniej- więcej koniec. Oprócz banków istnieli też lichwiarze- udzielający pożyczek konsumpcyjnych- jak byśmy to dziś powiedzieli.

Oba te zawody istnieją co najmniej od czasów Fenicjan i często wzajemnie się przenikały. Wyższą szkołą jazdy było w tej branży pożyczanie państwom. Opisane beletrystycznie, ale umiejscowione najdawniej w historii- w Faraonie Prusa (czytać nie warto- nędzna lewacka agitka). Z pogranicza wszystkich tych trzech były kredyty inwestycyjne (jak byśmy dziś powiedzieli) zaciągnięte przez Julisza Cezara na wojnę galijską (sam o tym nie wspomina- ale i przed i w trakcie miał wieczne problemy z kasą, a na inwestorów, wspólników i Senat nie zawsze mógł liczyć). Tak to trwało przez wieki.

Trochę- choć w niewielkim stopniu zaczęło się to zmieniać w trakcie rewolucji przemysłowej. Banki czasem pożyczały niewielkie (relatywnie do inwestycji) kwoty na budowę płatnych dróg, kanałów, a następnie fabryk i linii kolejowych.

Zmieniło się to po Wojnie Secesyjnej w USA- kiedy banki obłowione na sprzedaży mało wiarygodnych obligacji Unii nie miały co robić z pieniędzmi- jak się okazało, że rząd jednak spłaci obligacje oraz w Niemczech po wojnie prusko- francuskiej z napływem gigantycznych francuskich reparacji wojennych. Banki zaczęły pożyczać na potęgę na nowe inwestycje kolejowe i przemysłowe. Impreza skończyła się w 1873 pierwszym systemowym kryzysem bankowym. To zresztą pokazuje, że jak Niemcom się zalezie za skórę to potrafią oddać i po dwóch pokoleniach- o co chodzi? O to, że bankowość to był tradycyjnie żydowski biznes- a duża część niemieckiej klasy średniej zasiliła wtedy szeregi biedoty. Ich wnukowie odpłacili...

W tym też mniej więcej czasie papier zaczął wypierać kruszec z transakcji i banki miały znacznie więcej kapitału- do którego szukały zastosowania w rzeczach o których bankierzy mieli coraz mniejsze pojęcie. Następnie pożyczali już nie tylko na budowę kolei, ale też na fuzje i przejęcia spółek oraz pożyczki hipoteczne. Kolejny systemowy kryzys był kwestią czasu i nastąpił w 1893 r. Następny za to nie nastąpił w 1907- powstrzymany właściwie jednoosobowo przez J.P. Morgana. Znaczy była panika i bankructwa- ale bez systemowego załamania. Następnie powstał FED- który miał za zadanie już nigdy nie dopuścić do kolejnego systemowego załamania. Oczywiście tzw. sektor bankowy rósł i rósł- udzielając coraz bardziej egzotycznych pożyczek- a to pod zakup domu do 50% wartości i to nawet na 7 lat, a to na samochody, pralki i lodówki. Finansowano już w całości pomysły przemysłowe, a nawet spekulacje giełdowe. Nowe kredyty na spłatę starych i do przodu przez całe lata 20-te. Cóż- po 1933 cała ta armia brokerów kredytowych, urzędników bankowych, etc. zajęła się pożytecznymi rzeczami- pastowaniem butów, zbieraniem śmieci i mniej pożytecznymi jak budowa niepotrzebnych dróg w ramach różnych „stymulusów”.

Następny systemowy kryzys bankowy prawie nastąpił w 2008 i wróci. Został na chwilę powstrzymany, ale żaden problem nie jest rozwiązany- a przybyły nowe- wątpliwości co do wypłacalności prawie wszystkich rządów na świecie i sporej części władz lokalnych. Ja tych wątpliwości nie mam- ale mainstreamowi ekonomiści jeszcze chcą wierzyć w cuda.

Co prawda jest alternatywa- ale z biegiem czasu coraz mniej realna- wersja z lat 70-tych. Wysoka, wieloletnia inflacja przy znikomym wzroście (czyli rzeczywisty długoletni spadek PKB i kasacja długów). Tu niestety jest pytanie o stopy FED-u- jeżeli będą powyżej inflacji- to mamy falę bankructw najbardziej wrażliwych kredytobiorców- a ci stabilniejsi przetrwają i jakoś to będzie. Jeżeli stopy będą poniżej inflacji- razem z administracyjnym hamowaniem kredytu może się udać (ale ani w zamiar, ani w skuteczność hamowania kredytu w takiej sytuacji nie wierzę). Jeżeli mamy szalone kredytowanie i stopy poniżej inflacji- cóż, systemowe załamanie jest tylko kwestią czasu. A tak nabrzmiałej bańki kredytowej w historii nowoczesnego świata jeszcze nie było. Tzn. nie było ogólnoświatowej- bo lokalnie świetnym poletkiem doświadczalnym była Argentyna (co prawda nie dla Argentyńczyków- ale my możemy wyciągnąć jakieś wnioski) Otóż ze stu kilkudziesięciu banków nie został zamknięty jeden- mały bank gdzieś w Patagonii, gdzie dyrektor był w stanie osobistym autorytetem w lokalnej społeczności przekonać ludzi, że bank jest zdrowy i uchronić go przed runem.

Dziś banki w Argentynie istnieją, a jakże- ale służą do przesyłania pieniędzy i trzymania rachunków bieżących- pewnie też kupują obligacje rządowe, których nie kupi nikt o zdrowych zmysłach.

Tak czy inaczej- banki wróciły do swojej tradycyjnej roli, zatrudniają może 5% tego co wcześniej, a kraj nawet prosperuje. Dość paskudnie podobno wygląda tylko dawna dzielnica banków w Buenos Aires- obecnie slumsy pełne narkomanów (następne dobre zajęcie dla byłych bankowców).

Przyznam, że bardzo bym się zdziwił jeżeli obecny system bankowy przetrwa najbliższe 5 lat- a nawet osobiście stracę na tym sporo forsy.

4 komentarze:

Kot w gołębniku pisze...

Pod tym względem jestem pesymistą. Obawiam się, że rosnące w siłę rządy najpierw kontynentalne (jak EU) a potem rząd światowy będą dążyć do całkowitej likwidacji obrotu gotówką (to co dla nas jest zaletą: anonimowość, dla nich wadą) i narzucą system elektroniczny. Rola banków wzrośnie. Równolegle zakażą obrotu złotem (był precedens w USA jak wiesz).

Oczywiście istnieje szansa, że społeczeństwo odpowie na to budowaniem oddolnej kontrekonomii, ale patrząc na to jak łatwo łyka wszystkie nowinki unijne jestem sceptykiem.

Oczywiście mowa o przyszłości za 20-30 lat a nie najbliższej.

Maczeta Ockhama pisze...

To właśnie próbują powoli robić teraz - ale nie wyjdzie- bo nie zdążą, jak przewiduję. A po tym jak przeciętny człowiek się przekona, że pieniądze są znacznie bezpieczniejsze w skarpecie niż w banku to długo absolutnie nie będą w stanie wprowadzić takich rozwiązać- a społeczeństwo zwyczajnie oleje takie przepisy. Jak nie będzie fizycznych papierowych pieniędzy to czymś się je zastąpi- kruszcem, albo obcymi papierowymi pieniędzmi. Niektórych rozwiązań nawet najbardziej tyrański rząd nie jest w stanie przeprowadzić- chyba, że w wariancie Kambodży.

GoldBlog pisze...

Ja też jestem pesymistą... rządy są tego bliżej niż się spodziewamy -> patrz Szwecja. Planowany jest całkowity zakaz papierowych pieniędzy i możliwość dokonywania transakcji tylko elektronicznie i co...?? Społeczeństwo klaszcze i się cieszy po tym jak dostało papkę, że:

1. prywatni przedsiębiorcy są napadani i likwidacja papieru da im bezpieczeństwo
2. z papieru korzystają przestępcy i w ten sposób znacznie się ograniczy działania stojących poza prawem
3. zlikwidowana zostanie szara strefa

ogólne motto jest takie "Kto używa gotówki ma coś do ukrycia", społeczeństwo to łyka

Niestety poglądy takie jak nasze to margines społeczeństwa, jak mawiał Kurski "ciemny lud to kupi" i tak to działa. Analogicznie z tego co wiem, gotówka ma być dozwolona tylko w małych kwotach w Grecji (poligonik NWO) i Włoszech.

Czasy, których słusznie się obawiasz IMO wydają mi się bliższe niż byśmy chcieli.

Maczeta Ockhama pisze...

To już jest albo śmieszne- albo dawno przestało być, a my dopiero teraz zauważamy. Ja tu wychodzę na największego optymistę bo uważam, że system bankowy się załamie zanim wprowadzą finansowy zamordyzm- a wy uważacie, że zdążą. Ale wyciągnę maczetę i powiem, że to nie ma to żadnego znaczenia. W czasach paniki bankowej cash is king, a im rzadziej występuje tym większy majestat. Skoro załamanie i tak nastąpi to różnica tylko ile będzie tej gotówki w obiegu. Jak nie będzie żadnej - będą obce waluty - jak też nie będzie - będzie kruszec. To może poprzeć tą likwidację gotówki?