Sygnalizacja świetlna symbolem stalinizmu?

Całkiem niedawno w moim mieście (jednym z większych w Polsce) w godzinach szczytu na dość długim (kilka kilometrów) odcinku ważnej, czteropasmowej ulicy, wysiadły wszystkie światła sygnalizacyjne. Nawet nie migały- po prostu nie działały. Dość rzadkie w sumie zjawisko- ale efekty dla ruchu były nadzwyczaj ciekawe. Ulica która po prostu powinna być zakorkowana- jak co dzień o tej porze, nie była. Odbywał się normalny, płynny ruch. Boczne ulice- z których cześć też jest zwykle zakorkowana- luźne- generalnie nikt nie miał problemu z włączeniem się do ruchu. Piesi- wyglądało- że na przejście czekali krócej niż zwykle na zmianę świateł.
To po prostu było nieprawdopodobne. Zwykle myślimy- więcej dróg, czasem widzimy jakieś głupie rozwiązania- brak pasa zjazdowego, itp. , a tymczasem jest to co zwykle: rząd (i samorząd) wtrąca się w nie swoje sprawy. Naprawdę jedyne przepisy ruchu drogowego jakie są w ogóle potrzebne to ustalenie zasad pierwszeństwa (ruch prawo- czy lewostronny i związane z tym ustępowanie pierwszeństwa na skrzyżowaniach). Zresztą ustawodawca i pisanie przepisów jest tu też kompletnie zbędne- bo i tak będzie to funkcjonować ustalonym zwyczajem. A znaki drogowe są w co najmniej 99% zbędne. Dopiero jednak naoczne przekonanie się, że to działa daje podstawę do refleksji.

2 komentarze:

Kot w gołębniku pisze...

Tak się czasem zdarza. Niestety częściej jest tak, że gdy wysiądzie sygnalizacja zaczynają obowiązywać znaki Ustąp pierszeństwa i STOP. A te na dużych skrzyżowaniach, na których od 20 lat są światła są często skrajnie nieprzemyślane. I ustąp jest na drodze o 2x większym ruchu co powoduje gigantyczny korek.
Jeśli znoszenie sygnalizacji ma pomóc to wyłącznie jeśli zmienia się drogi na równorzędne. Dopiero wtedy zaczyna się naturalny ruch.

Maczeta Ockhama pisze...

Słuszna uwaga- ale myślę, że w tym konkretnym wypadku wszyscy byli tak zdziwieni nie działaniem świateł, że jeździli na zdrowy rozsądek i ten był lepszy od przepisów.