Peak oil

Modny ostatnio temat- ale w dłuższej perspektywie właściwie bez znaczenia jest kiedy to nastąpi. Energia pod wszystkimi postaciami będzie relatywnie drożeć- bo po prostu wzrasta nawet nie pieniężny, ale czysto fizyczny koszt jej uzyskania. Kiedy rozpoczęto wydobycie węgla w XVII w. w Anglii po prostu wykopywano go płytko spod ziemii- dało to nieprawdopodobny bonus dla zdolności wytwórczych człowieka- było to po prostu łatwiejsze i tańsze niż pozyskiwanie drewna na opał. W międzyczasie istniała tam (i nadal istnieje) struktura własności ziemi wymuszająca maksymalną wydajność pracy w gospodarstwach rolnych (uwalniało to potencjalnych pracowników) i prawo pozwalające na bezpieczne długoterminowe inwestowanie. W miarę upływu czasu wydobywać węgiel było coraz trudniej, jednocześnie zwiększał się zakres jego zastosowań- najpierw do produkcji żelaza i napędu pomp w kopalniach (1 dekada XVIII w.), następnie kolejno napędu maszyn przemysłowych, transportu rzecznego, lądowego i morskiego. Jednocześnie- pierwsze maszyny parowe były nieprawdopodobnie niewydajne- porównując to do dzisiejszych możliwości i koszmarnie drogie. Wydajność cały czas od tego czasu rośnie i dziś dochodzi zapewne do 30-40 % (za pośrednictwem elektryczności). Czyli to co wydobywamy wykorzystujemy coraz lepiej- ale wykorzystujemy i nie wraca. Różnica polega na tym, że dziś mamy już bardzo małe możliwości dalszego zwiększania wydajności wykorzystania paliw kopalnych- w wypadku np. produkcji amoniaku bardzo zbliżyliśmy się do maksymalnej wydajności teoretycznej. I koniec. Więcej nawozów sztucznych to po prostu więcej zużycia gazu ziemnego.
Co do gazu sięgamy też po coraz trudniejsze złoża- samo wydobycie jest jeszcze względnie łatwe- ale często trzeba budować od zera całą infrastrukturę w kompletnie odludnych i niegościnnych rejonach globu. To też są po prostu koszty wydobycia. Wydaje się, że zasoby surowców energetycznych są jeszcze gigantyczne- ale każdego kolejnego dnia potrzeba coraz więcej energii na wydobycie i dostarczenie kolejnych niezbędnych nam do przeżycia dawek. To powoduje zupełnie inny problem- kurczenie się bazy podatkowej. Przy drożejącym obiektywnie paliwie, państwa nie są w politycznie w stanie jeszcze podwyższać podatków od paliw, a ich zużycie i tak maleje- każdy próbuje oszczędzać- co w połączeniu z fikcją PKB (post wkrótce- mam nadzieję) prowadzi dokładnie prostą drogą do załamania znanej nam gospodarki. Jest to droga, z której obecne państwa kompletnie nie są w stanie zawrócić. I własnie dlatego niewiele jest i będzie w tym blogu o bieżącej polityce- bo ona najzwyczajniej nie ma znaczenia, a o bieżącym prawie- tyle ile ono pozwala na życie jak wolny człowiek teraz.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

zapotrzebowanie na energie caly czas rosnie, a wyczerpanie jednego zrodla prowadzi do wykorzystania innego - zaden krach nam nie grozi. Owszem, spowoduje to pewne zmiany (byc moze dosc gwaltowne), ale to tylko zmiany...

Maczeta Ockhama pisze...

I tak i nie. Od czasu średniowiecza udało się ludzkości opanować tylko jedno źródło skoncentrowanej, w miarę uniwersalnej energii- jest to fotowoltaika- i sami teraz jesteśmy świadkami jej niesamowitego rozwoju- mamy coraz więcej substytutów. Ale- teza jest inna- obecne rządy- zwłaszcza europejskie są tak uzależnione od opodatkowania dzisiejszych form energii- że to im grozi krach, a nie zwykłym ludziom- tyle, że za bankructwo rządu my zapłacimy.

Anonimowy pisze...

nie ma takiego świństwa do jakiego nie posunąłby się demokratyczny rząd kiedy mu braknie pieniędzy... jak będzie trzeba, to zrobią ten sam numer co w Korei Północnej - obywatel moze miec max 200 euro oszczednosci, a reszte rekwiruje rząd.
ale szczerze - jezeli spadnie braknie gazu czy ropy to dowala akcyze na alkohol, bo czlowiek pic musi, dowala podatek od pojemnosci pluc i puszczanych bąków bo przeciez "ekologia itp"... Vat przecież można podnieśc na 40%... mozliwosci bez liku - podatki skierują tam, gdzie są pieniądze.
opodatkowanie energii jest dla mnie jak czerpanie ze studni - nawet jak studnia wyschnie to ludzie poszukaja innej, a nie położą sie i zdechna.

Kot w gołębniku pisze...

Zgadzam się z anonimowym. Ludzkość jakoś sobie poradzi. Potrzeba od lat była motorem wynalazczości. Byle tylko rządy nie tępiły jej podatkami (np. na walkę z globalnym ociepleniem) Ale zmiany oczywiście będą duże i głębokie. I tego boją się politycy, bo o ile ludzkość sobie poradzi, to niektóre grupy polityków już niekoniecznie.